Date Archives June 2018

e.s.t. i wywyższenie miłości

Kiedy zaczynasz pisać blog 14 czerwca, a twoim ukochanym zespołem jest e.s.t, nie masz wyjścia. Musisz napisać coś o Esbjörnie Svenssonie, który dokładnie dziesięć lat temu, niedaleko Sztokholmu słuchał po raz ostatni dziwnych dźwięków wody, zanim – jak poinformowali ci, którzy go znaleźli – zasnął na dnie i umarł. Oficjalna wersja: wypadek w czasie nurkowania. Ale jest wiele poszlak, że Esbjörn tak jak, wtedy, gdy siadał przy fortepianie, tak i w sprawie żegnania się ze światem wziął sprawy w swoje ręce. Dla fanów kluczowym dowodem jest ostatnia płyta e.s.t. wydana za Jego życia, „Leucocyte” i ostatnie cztery utwory – Ab Initio, Ad Interim (które jest po prostu minutą przygniatającej ciszy), Ad Mortem i Ad Infinitum. Przypadek? Nie sądzę. Dodatkowo jeszcze ten wywiad jak z Bergmana, kiedy tym surrealistycznym szwedzkim Esbjörn opowiada o spotkaniu z samobójcą i w Jego głosie brzmi spokojna i przerażająca fascynacja śmiercią…

e.s.t. to jazzowe trio dekady 2000-2010, jedyny europejski zespół, który trafił na okładkę amerykańskiego Downbeat, potwór o jednym mózgu i sześciu rękach, jak mówił o nich Jamie Cullum, wirtuozi i wizjonerzy, którzy wyznaczyli nową drogę dla współczesnego jazzu i dla których nie sposób znaleźć substytutu po śmierci lidera. Sam Christie, dziennikarz muzyczny „Guardiana” po śmierci Esbjörna napisał:

“Kiedy jesteś didżejem w radiowym programie o jazzie, tak jak ja, w końcu będziesz musiał się zmierzyć ze śmiercią wielkiego muzyka. Kiedy mówisz na żywo, nie jest to łatwe zadanie: w jaki sposób masz właściwie powiedzieć, że ktoś umarł? Jak utrzymać odpowiedni poziom formalności i jednocześnie powiedzieć godnie o radości, jaką daje muzyka? Łatwo powiedzieć coś głupiego, a kiedy jesteś na żywo, już nigdy nie będziesz miał szansy, aby okazać swój podziw dla tej osoby, czy też, w tym konkretnym przypadku, dla szwedzkiego pianisty Esbjörn a Svenssona, twojej miłości”.

Niewątpliwie, ludzie kochali Esbjörna, co nie jest typowe dla gwiazdy jazzu. Jedni za to, że był skromnym geniuszem, jak wtedy, gdy w wywiadzie nagranym w Zabrzu mówi, że improwizacja jest dla niego rodzajem medytacji i że pozwala muzyce płynąć przez siebie, a także, że często gra Chopina, którego niezwykły rytm jest da niego przewodnikiem w tej medytacji. Inni za to, że był gigantem ekspresji i emocji, które wprowadzały w ekstazę słuchaczy niemal heavymetalowego „Behind the jashmak”, którym zwykł kończyć koncerty. Jeszcze inni za to, że był komiwojażerem muzycznego piękna i prawdy, jak w subtelnym „Seven days of Falling”, czy w dziele najwyższym: „Elevation of love”. O nim pisał także dziennikarz „Guardiana”:

“Miałem szczęście przeprowadzić z nimi wywiad w Southampton. Pozwolili mi posłuchać soundchecku i usiadłem na końcu audytorium, żeby pooglądać e.s.t. wykonujące “Elevation of Love” dla mnie, jako jedynej osoby na sali. Pamiętam, że wstrzymywałem łzy, kiedy tam siedziałem, z otwartymi ustami, oszołomiony tym, co ci faceci potrafili zrobić na żywo. Do dzisiaj jest to mój utwór: jego idealne wariacje i hołdy oddawane wszystkim muzycznym stylom wciąż mnie zachwycają. Esbjörn stworzył najbardziej poruszające dzieło muzyczne, które, gdy się rozwija, zawija słuchacza w koc zrobiony z piękna”

Cóż więcej możesz publicznie powiedzieć o muzyce, która brzmi jak soundtrack twojego życia, żeby nie popaść w patos? Może to: kiedy słuchasz takich utworów, jak „Elevation of Love”, stajesz się lepszy i chcesz żyć. Philip Roth w jednej ze swoich książek opisuje genialnego pianistę słowami, które powinny być napisane o Esbjörnie:

„Nie pozwala fortepianowi niczego ukryć. Cokolwiek jest w środku wychodzi, i to wychodzi z podniesionymi rękami. A kiedy wychodzi i trwa w otwartej przestrzeni, ostatnia z ostatniej pulsacji, on sam wstaje i wychodzi, zostawiając za sobą nasze odkupienie. Jak beztroska fala, nagle znika, i choć zabiera ze sobą cały swój ogień niemal jak Prometeusz, nasze własne życie wydaje się nie do ugaszenia. Nikt nie umiera, nikt – nikt, jeśli Esbjörn ma coś w tej kwestii do powiedzenia.”

Ale sam Esbjörn umarł i nie ma go już 10 lat. Z tej okazji wydano koncert e.s.t z 2005 roku Londynu, który pokazuje trio u jego szczytu – pokazuje ich liryczność, ich żar, ich telepatyczne zrozumienie. Pozwala na nowo zrozumieć tajemnicę jazzowej improwizacji, która, jak życie, zaczyna się od prostego tematu, potem komplikuje się i dojrzewa, aby na koniec wrócić do tej prostoty, od której wyszła.

Jestem wdzięczny Samowi z Guardiana, bo 10 lat temu napisał wszystko, co ja chciałbym dzisiaj o Esbjörnie napisać:

„Nie czekam z radością na mój wieczorny jazzowy program. Ale przekażę w nim całemu światu, jak wiele Esbjörn Svensson znaczył dla jazzu i jego fanów. Straciliśmy geniusza i to łamie mi serce”.

Dlaczego UR?

W opowiadaniu „Tlón, Uqbar, Orbis Tertius” napisanym w roku 1945, Jorge Louis Borges przedstawił ideę książki-encyklopedii, która z niezwykłą szczegółowością opisywała nieistniejący świat:

„Dwa lata wcześniej, na stronicach pewnej encyklopedii-plagiatu, odkryłem zwięzły opis fikcyjnego kraju; obecnie przypadek dostarczał mi czegoś bardziej jeszcze cennego i trudnego. Miałem teraz w ręku obszerny i metodyczny fragment całkowitej historii nieznanej planety, z jej budowlami i wojnami, z przerażeniem jej mitologii i zgiełkiem jej języków, z jej cesarzami i morzami, z jej minerałami, z jej ptakami i rybami, z jej algebrą i ogniem, z jej kontrowersjami teologicznymi i metafizycznymi. I wszystko to na piśmie, spoiste, bez widocznej intencji doktrynalnej czy parodystycznej.”

Odnaleziony tekst, „studium iluzorycznego świata”, „metodyczna encyklopedia iluzorycznej planety”, nosiło tytuł „Orbis Tertius”, a sam świat opisywany przez tekst to „Tlón”. Cechą charakterystyczną Tlónu jest tendencja do wpływania na rzeczywistość pozatekstową. Jak pisze Borges, rzeczywistość ta w wielu punktach stopniowo poddaje się wizji Tlónu, ostatecznie przekształcając się w tę opisaną w tekście, ulegając „szczegółowej i rozległej rzeczywistości zorganizowanej planety”. Tlón nie urzeczywistnia się sam: do tego procesu potrzebuje ludzi, którzy czytają tekst i przekształcają świat realny na podobieństwo tego opisanego w księdze. Jak pisze Borges, Tlón jest labiryntem „utkanym przez ludzi, przeznaczonym do odczytania przez ludzi”.

To jest blog o Tlónie: o przedmiotach, które najpierw istnieją jako wizja, później jako tekst bądź dźwięk, ale ostatecznie przekształcają się w twardą rzeczywistość. Takim przedmiotem jest idea filozoficzna, która zmienia świat, takim przedmiotem jest prawo, które kształtuje naszą rzeczywistość, takim przedmiotem jest muzyka, która inspiruje do zmiany świata na lepsze. Borges pisze, że w rzeczywistość Tlónu tworzą przedmioty zrodzone z fikcji, choć stające się prawdą. Taki przedmiot to ‘UR’: „rzecz wyprodukowana przez sugestię, przedmiot wywołany przez nadzieję”.