Date Archives September 2021

Złote rady wujka Marcina dla młodych prawników

Rozmawiałem ostatnio ze studentami pierwszego roku prawa na UW na spotkaniu inaugurującym studia. Pytali mnie o rady co do przyszłych specjalizacji. Spisuję je tutaj nie dlatego, że są jakieś super, ale dlatego, że są podsumowaniem mojego doświadczenia w tej branży i może jeszcze komuś się przydadzą:
 
W czasie studiów kluczowe jest łączenie pracy praktycznej z nauką, bo nic tak nie pokazuje sensu prawa jak możliwość jego stosowania w prawdziwym życiu. Najmłodszy praktykant w naszej kancelarii przyszedł do nas w ostatniej klasie liceum, a po skończeniu studiów zatrudniliśmy go.
 
Nie jest dobra zby szybka specjalizacja, trzeba starać się przede wszystkim skupić na poznaniu ogólnych zasad rządzących każdą z dziedzin prawa (cywilne, karne, administracyjne) – te zasady są ważniejsze niż szczegóły, bo i tak praca w konkretnym obszarze wymusi specjalizację, a na powtórkę z zasad ogólnych czasu już nie będzie
 
Jeśli już chodzi o specjalizację, obecnie prawnik zajmujący się prawem w jakiejś dziedzinie (np. prawo bankowe, prawo energetyczne) musi znać się nie tylko na prawie, ale także na dziale gospodarki, w którym ono jest stosowane (a więc na bankowości, energetyce). Młody prawnik powinien sobie więc wybrać jakiś obszar życia czy gospodarki, który się dynamicznie rozwija i będzie wymagał coraz szerszego doradztwa prawnego. Przykłady: sztuczna inteligencja, dane osobowe i big data, prawo robotów (autonomicznych samochodów), prawo własności intelektualnej w grach komputerowych, jakaś nowoczesna technologia transportowa (np. drony), biotechnologia itp, i być z nią na bieżąco, czytać o niej. Młodym prawnikom łatwiej jest konkurować na rynku ze starszymi, jeśli specjalizują się w nowoczesnych obszarach życia, a nie np. w tradycyjnym prawie karnym czy cywilnym, bo w tych nowoczesnych obszarach mają naturalną przewagę.
 
Tyle złotych rad wujka Marcina. Powodzenia!

Starsi panowie trzej i kryptofaszyzm

W dwóch wypowiedziach, które padły w ostatnich dniach – o wieszaniu ministra zdrowia i o homoseksualizmie jako zjawisku zaraźliwym – dostrzegam niestety wspólny mianownik. Ktoś uważa, że są ludzie, z którymi trzeba zrobić porządek, bo szkodzą. Usunąć albo izolować. To przerażające.

Tym bardziej, że słowa te wypowiadają panowie stateczni, z siwizną i brodą. Wydają się całkiem normalni, niemal dobrotliwi. Ale ich umysły i umysły ich słuchaczy są skażone wirusem nienawiści. Ich słowa niosą zło – tym bardziej groźne, bo zamaskowane.

A gdyby ktoś powiedział panu Braunowi, że jego trzeba za brodę powiesić, bo sieje nienawiść? A gdyby powiedzieć Dudzie seniorowi, że to on zakaża – nienawiścią, ksenofobią, nieuctwem i napuszczaniem ludzi na ludzi? Jak zareagowaliby stateczni, siwi panowie z brodą?

Uważam, że za wypowiedziami obu tych panów kryje się kryptofaszyzm. To nie zjawisko historyczne, ale psychologiczne. Nienawiść wobec inności, której świętoszkowaci panowie nie mogą zaakceptować. I stąd ich jedyna reakcja, do jakiej są zdolni – nienawiść i agresja.

Podstawowym problemem demokracji liberalnej jest to, że pozwala swoim wrogom głosić prawdy, które mogą ją zniszczyć. Ale demokracja wierzy w mądrość wyborców – często naiwnie. Jeśli ekscytuje was zdecydowanie Brauna i Dudy seniora, blisko wam do kryptofaszyzmu.

Jeśli jednak uważacie, że agresja w życiu publicznym jest jak rak, traktujcie Brauna i Dudę seniora jak Macierewicza – trzech brodatych panów, którzy wyglądają poważnie, a są komiczni w przekonaniu, że uwierzymy w ich brednie. Tak nie będzie. Jesteśmy mądrzejsi niż im się wydaje.

Diss na Matę i jego Tatę

No to mamy diss…
 

Gdy przeczytałem w Tygodniku Powszechnym felieton Jacka Podsiadły pt. „Rapcio i ojcio”, poświęcony bezpośrednio mojej książce „Jak wychować rapera”, a pośrednio twórczości mojego syna, pomyślałem, że nie ma sensu go komentować. Cóż bowiem można powiedzieć o tekście, który jest w zasadzie zbiorem wyzwisk? Jak zareagować na takie słowa, jak „bełkot beztalencia”? Jak zwracać się do Autora, aby licowało to ze stylem tytułu jego felietonu? Poecio? Odpowiedź to misja straceńcza. 

Potem jednak pomyślałem, że godnie milczeć wobec wyzwisk może Adam Michnik prostacko atakowany przez Tarczyńskiego. Bo za Michnikiem stoi mądrość i etos znane wszystkim, a za Tarczyńskim równie powszechnie znane chamstwo. Dlatego nawet bez odpowiedzi wiadomo, jaki jest wynik tej pyskówki. Pyskówka Podsiadły toczy się w innej relacji – ja nie mam historii, która mogłaby mnie bronić, a Podsiadło to nie pierwszy lepszy prostak, tylko wielki poeta, a tomy jego poezji zajmują ważne miejsce na wielu półkach (w tym mojej) Odpowiedzieć więc trzeba, aby uniknąć niejasności.

Po pierwsze, może sobie Jacek Podsiadło wybierać dowolne słowa z piosenek Michała („stawiać kloca”) i naigrywać się z nich. Jest to jednak strategia groźna. Wystarczy bowiem przeczytać wiersz Podsiadły „Lament świętokrzyski”, by zdać sobie sprawę, o zgrozo, że pisze on w nim o podcieraniu tyłka. Czy takie wyrwanie z kontekstu świadczy o defekacyjnym charakterze jego twórczości? Nie sądzę. 

 
Może sobie Podsiadło analizować, że w „Schodkach” „ziombel” lepiej współgrałoby z „w trąbę” niż „w mordę” (na marginesie: jak ktoś „daje w trąbę”, to nie to samo, jak „daje w mordę”), ale to też ryzykowne, bo jakby wyrwać z jego twórczości jeden rym, to by się trafiło na „gruszkę” i „w poduszkę”, co zapewne nie jest szczytem językowego wyrafinowania („Kult ciała”). Słowem – wyrywanie z kontekstu, zwłaszcza jak robi to wielki poeta, nie jest fajne. Od kogo bowiem mamy oczekiwać całościowego podejścia do tego, co ktoś mówi, jeśli nie od wielkich poetów? 
 
Sensem twórczości mojego syna jest budowanie etosu zwyczajnego gościa, który w jednym utworze pajacuje, by w drugim powiedzieć coś ważnego. Raz jest chłopakiem z dobrego liceum, raz dzieckiem w różowym stroju świni (Hannah Montana), raz jest wulgarny, raz filozoficzny i głęboki. Może tego brakuje nam, dorosłym i poważnym, że choć w życiu jesteśmy różni – i mądrzy, i głupi, i poważni, i śmieszni, w naszej „twórczości” sami sobie przyprawiamy jedną gębę – mędrca. Może dlatego i mnie, i Jacka Podsiadłę czyta garstka, a mojego syna słuchają miliony (i proszę mi nie wyjeżdżać z niby-argumentem, że Zenka Matyniuka też, bo to nie ta sama publiczność). Ludzie po prostu wiedzą, że on jest bardziej autentyczny niż poeta Podsiadło czy naukowiec Matczak. I takiej autentyczności chcą.
Po drugie, i tu zwrócę się do pana Podsiadły bezpośrednio: niech Pan, Panie Jacku, wyciągnie kij (Pan wie skąd). Nazywają Pana poetą buntu i słusznie. A tu nagle pisze Pan felieton jakby już tylko o cenach trumien można było z Panem pogadać. Patrzę w egzemplarz „Być może trzeba było mówić”, który leży obok mojego łóżka i nie mogę uwierzyć, że człowiek, w którego poezji jest tyle światła, sieje w felietonie tylko gorycz, jakby przegrał życie. Mój syn nie jest ksenofobem i wiedziałby Pan to, gdyby wykroczył poza artykuł w Wyborczej i rzeczywiście siegnął do książki. I gdyby miał Pan w sobie trochę więcej zwyczajnej, ludzkiej życzliwości.
 
Wierzę, że potrafi Pan to zrobić i zrozumieć, że użycie w utworze artystycznym słowa „Ukry” nie świadczy o nienawiści do Ukraińców. Wierzę, choć muszę przyznać, że ten felieton sprawił, że musiałem sprawdzić, czy Tygodnik Powszechny nie zatrudnił Stanisława Janeckiego z „Sieci”, który pisze pod pseudonimem „Podsiadło”, tyle w tym felietonie żółci. 
 
Niech Pan mi tego nie robi, proszę. Nie musi się Pan ze mną zgadzać, ale niech Pan nie poniża siebie i swojej wielkości takim pisaniem. 
 
PS. I niech Pan nie kłamie, że przemilczam frazę o „babach”, które na Powiślu nie mogą zasnąć – piszę o tej frazie otwarcie, a co piszę, może Panu wyjaśnić Pani Barbara Tukendorf, która taką młodą duchem babę zagrała w teledysku Michała.

Mój nowy projekt edukacyjny ma dzisiaj premierę

Dzisiaj, 1 września, jest premiera mojego Bezradnika „Jak wychować rapera”. Ta data nie jest przypadkowa, bo „Bezradnik” jest projektem edukacyjnym, którym chcę powiedzieć „nie” szkole z „The Wall” Pink Floydów i snów Przemysława Czarnka. Szkole, która ma wychować posłusznych, potulnych ludzi, potakiwaczy i potwierdzaczy.

„Jak wychować rapera” głosi, że oprócz posłuszeństwa szkoła musi uczyć także zdrowego buntu, kwestionowania i umiejętności cywilizowanego wchodzenia w intelektualny konflikt. Że nasza dobra przyszłość zależy nie od tego, czy nasze dzieci będą gotowe umrzeć za Ojczyznę, ale od tego, jak będą potrafiły dbać o pokój i Jej dobrobyt. „Bezradnik” mówi głośne „nie pozwalam” pani kurator, która publicznie pisze, że rozstrzelanie osiemnastoletniej Inki przez bezpiekę było „triumfem polskiej myśli niepodległościowej”. Nie, nie było. Bo śmierć nigdy nie jest triumfem, bo martwy człowiek już nie może myśleć, bo każda śmierć młodego człowieka jest naszą porażką.

„Jak wychować rapera” sprzeciwia się szkole, która uczy wyłącznie patriotyzmu śmierci i poświęcenia, a nie patriotyzmu życia dla Ojczyzny i tworzenia dla niej pięknych rzeczy.
Dlatego ten „Bezradnik” mówi o rzeczach ważnych: o altruizmie, przyjaźni, wolności, potrzebie zwalczaniu zła w sobie i w świecie, o potrzebie duchowości, o zdrowym społeczeństwie, tolerancji i otwartości, prawie i konstytucji. To mówienie o rzeczach ważnych wychodzi jednak nie od abstrakcji, ale od rzeczy młodym ludziom bliskich – od twórczości mojego Syna, który wspaniałomyślnie zgodził się ją do tego projektu udostępnić.

Uważam, że w edukacji powinniśmy podążać za naturalnymi zainteresowaniami i fascynacjami naszych dzieci – tylko wtedy zdążą pokochać naukę zanim ją znienawidzą. Uczenie ich przez teksty odległe i nie rezonujące bezpośrednio z ich życiem nie ma szansy powodzenia. Dlatego, mając szacunek dla pism Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego, wolę uczyć chrześcijaństwa przez „Żółte flamastry i grube katechetki” Michała. Tekst inny, ale wartości dokładnie te same.

Dziękuję wszystkim, którzy sprawili, że „Jak wychować rapera” z idei zamieniło się w rzeczywistość. W szczególności Panu Redaktorowi Jerzemu Ilgowi, który był czułym akuszerem tej książki oraz całemu zespołowi Wydawnictwa „Znak”, z Panią Redaktor Katarzyną Węglarczyk na czele. Dziękuję tym wszystkim, którzy zgodzili się przeczytać książkę na wcześniejszym etapie i przekazać mi swoje uwagi. I dziękuję oczywiście mojej Rodzinie, bez której nic nie byłoby możliwe.

Dobrego, międzypokoleniowego czytania!