Pamięć o zmarłych jest rzeczą świętą. W ostatnich 10 latach po katastrofie smoleńskiej doświadczaliśmy wielu pięknych i wzniosłych ekspresji tej pamięci. Jedną z nich była spontaniczna manifestacja narodowej żałoby na Krakowskim Przedmieściu, zaraz po 10 kwietnia 2010 roku, kiedy wszyscy, z lewa i prawa, z początku i końca, oddawaliśmy hołd ofiarom tego niepojętego wypadku. One także przecież reprezentowały cały wachlarz poglądów, historii i oczekiwań, nie jedną tylko opcję polityczną.
Jednak nagle z tą łączącą absolutnie wszystkich spontaniczną żałobą stało się coś złego. Najpierw przestała być spontaniczna. Została uregulowana, zadekretowana niemal, ustalona co do miejsca, dnia miesiąca i formy. Potem przestała łączyć, a zaczęła dzielić. Z początku słowem: absurdalnym oskarżeniem o zamach, zdradę i zabójstwo. Potem fizycznie – barierami. Stawianymi na tym samym Krakowskim Przedmieściu, które było wcześniej jak ogromna i dzika rzeka żalu, stawianymi jakby po to, żeby tę rzekę ujarzmić i wykorzystać do własnych celów.
Święta żałoba stała się nieświętym szantażem emocjonalnym, który żeruje na zakorzenionym w nas szacunku dla zmarłych i tych, którzy ich opłakują. Modlitwa stała się manifestem politycznym – daleka od spokojnej medytacji i refleksji, zamieniła się w seanse nienawiści wobec urojonego wroga. Szacunek dla zmarłych stał się uczuciem wybiórczym – dla jednych spokój, dla innych tragedia ekshumacji i ponownego pogrzebu, rozdrapywania świeżo zabliźnionego żalu, wściekłości, że prywatne cierpienie stało się publiczną igraszką władzy.
Będę pamiętał te dziesięć lat jako czas zapadania się w bezsilność, związaną z patrzeniem na to, jak rzeczy święte są obryzgiwane politycznym błotem. Nie tak wygląda szczera pamięć o zmarłych. Ktoś żałobę, która powinna być cichym namysłem nad wspólnym naszym nieszczęściem, zamienił w ogłuszającą polityczną szczekaczkę, która mówi: „Ponieważ cierpię, mogę zrobić ci wszystko. A ty nie możesz zrobić nic, bo przecież pamięć o zmarłych jest święta”.
Na szczęście to nieprawda, że nie mogę zrobić nic. Mogę głośno powiedzieć, że choć pamięć o zmarłych jest święta, tych, którzy tę pamięć zbezcześcili, zamieniając ją w polityczny spektakl, będę pamiętał jak najgorzej.
Ofiarom tragedii 10 kwietnia 2010 roku – spokój wieczny.