Zespół Szkół „Bednarska” w Warszawie zaprosił mnie do wygłoszenia wykładu na rozpoczęcie roku szkolnego. Bardzo dziękuje Dyrekcji za ten honor i pozwalam sobie zamieścić skróconą wersję wykładu w formie pisemnej.
Wykład na rozpoczęcie roku szkolnego powinien być oczywiście poświęcony tradycji i autorytetom. Tak się przyjęło. Mój wykład będzie dotyczył tradycji i autorytetów, ale będę o nich mówił w sposób inny niż zazwyczaj i w sposób, który nie zawsze może przypaść do gustu Waszym nauczycielom. Ostrzegam o tej kontrowersji, żebyście już na początku wykładu nie zasnęli.
Zajmijmy się najpierw tradycją. Co do zasady młodzież jej nie lubi. Postrzega ją jako zbiór skostniałych zasad, które nie mają innego sensu poza utrudnianiem nam życia. Konwenanse drażnią sztucznością w świecie, w którym stawia się na wolność i ekspresję swojego ja. Tradycja, z jej normami narzuconymi przez innych, stoi na przeszkodzie temu, abyśmy osiągnęli szczyt współczesnego samorozwoju – abyśmy byli sobą. Tradycja jest generalnie słaba. Taką opinię można, kiedy porozmawia się z nastolatkiem.
Nie przekonuje go do zmiany zdania na temat tradycji klasyk, który mówi, że żeby być sobą, najpierw trzeba być kimś. Być może jednak przekona go biologiczno-ewolucyjne spojrzenie na tradycję. Takie spojrzenie na tradycję pozwala ją postrzegać jako ciąg zachowań, które są kopiowane z pokolenia na pokolenie, przez jednego człowieka na podstawie zachowań drugiego człowieka. Ktoś kiedyś zachował się w jakiś sposób, ktoś to zachowanie powtórzył i potem dalej już poszło.
Kopiowanie zachowań nie jest bezsensowne. Ma miejsce z jakiegoś powodu – dokonuje się, ponieważ wcześniejsze zachowania przyniosły jakiś skutek, były w jakiś sposób pożyteczne. Użycie patyka do wyciągania owadów z dziupli było przydatne, bo dzięki patykowi można było wyciągnąć z dziupli więcej owadów niż za pomocą palca, a dzięki temu można się było nimi lepiej najeść. Użycie podniesionego tonu do wydania rozkazu było skuteczne, ponieważ częściej powodowało zachowanie zgodne oczekiwaniem rozkazującego. Z tego powodu konwencja posługiwania się patykiem i konwencja językowa użycia intonacji rozkazującej była kopiowana. Wszystkie konwencje tworzące naszą tradycję są efektem długotrwałego kopiowania zachowań, które pełniły ważną funkcję i dlatego przetrwały.
Zapomniana tradycja proszenia rodziców o rękę dziewczyny umożliwiała bliższe poznanie się zięcia z teściami i wczesną ocenę, czy do siebie pasują. Było to ważne, ponieważ dobre relacje między rodzicami a dziećmi były kluczowe. Wsparcie rodziców było kluczowe np. w wychowaniu wnuków. Obecnie tradycja ta zanika, bo istnieje wiele innych sposobów wsparcia młodych rodziców niż wsparcie rodziców. Emancypacja kobiet oraz dostępność usług uczyniła tę konwencję zbędną, dlatego zanika. Ale inne konwencje – np. zwyczaj bycia uprzejmym nawet dla nieznajomych, ma głęboki sens z punktu widzenia korzyści dla stosującego tę konwencję. Od czasu odkrycia tzw. neuronów lustrzanych wiemy, że nasza uprzejmie uśmiechnięta twarz powoduje uśmiech u rozmówcy, a twarz zaciśnięta w grymasie uruchamia reakcję „walcz albo uciekaj”. Postępujemy zatem mądrze stosując tę i inne konwencje uprzejmościowe w naszych relacjach, np. w czasie rozmowy o pracę. Nie chcemy przecież, aby przyszły pracodawca miał ochotę z nami walczyć lub ochotę uciec.
Konkluzja wynikająca z tych rozważań jest następująca: tradycja jest wielką kserokopiarką. Kopiujemy zachowania z przeszłości, które mają sens, ponieważ przynoszą nam korzyść. Dlatego zanim zaczniecie się buntować przeciwko tradycji i konwenansom, pomyślcie, czemu one historycznie służyły. Jeśli są z nami, oznacza to, że mają sens. Zanim je odrzucicie, pomyślcie, czy czegoś nie tracicie.
Drugi temat to autorytety. Szkoła uczy nas, by im się podporządkować. Wszystko wskazuje jednak, że bezmyślne podporządkowanie się autorytetom jest złą strategią. Wszystkie ważne odkrycia naukowe brały się z buntu przeciw autorytetom. Mówią, że odkrycia Einsteina były możliwe dlatego, że nie pracował na uniwersytecie z jego sztywną hierarchią, ale był wyrzutkiem – pracownikiem urzędu patentowego. W jego czasach żyło kilku innych uczonych, np. Poincare, którzy mieli tę samą wiedzę, ale nie mieli odwagi przeciwstawić się autorytetowi swoich mistrzów, prezentując rewolucyjną teorię. Współczesne badania karier naukowych także wskazują, że młodzi, obiecujący naukowcy po przejściu z gorszego na lepszy uniwersytet wcale nie rozwijają się lepiej naukowo. Wprost przeciwnie – jakość ich pracy naukowej pogarsza się. Być może dlatego, że kiedy siadają przy stole z trzema noblistami, trudniej jest im obstawać przy swoim własnym naukowym zdaniu. A jest ono niezbędne, żeby coś ważnego naprawdę odkryć.
Umiejętność mądrego buntu przeciwko autorytetom jest potrzebna także z powodów moralnych. Od czasów kiedy Hannah Arendt przedstawiła tezę o banalności zła, wiemy, że aby zło wygrało, wystarczy, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Obawa przed wyrażeniem swojego zdania, potulność wobec autorytetu, który może okazać się niemoralny, jest groźna. Kiedy widzisz zło, musisz się mu przeciwstawić, choćby twój nauczyciel, mistrz, profesor myślał inaczej. A do tego potrzebujesz wykształcić w sobie odwagę.
Jak to zrobić? Jak mądrze buntować się przeciw autorytetom? Jest tylko jedna droga – sam stań się autorytetem. Jeśli chcesz obalić teorię, stwórz własną. Możemy się tego uczyć od naszych wielkich uczonych, o ile będziemy w stanie dostrzec, że tak naprawdę byli wielkimi buntownikami. Popatrzcie na Mikołaja Kopernika i Marię Curie-Skłodowską. Tradycyjne nauczanie o ich odkryciach jest nudne jak flaki z olejem. Zawsze, kiedy słyszałem, że Kopernik „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię, polskie wydało go plemię”, zupełnie nie wiedziałem, co mam z tym nauczaniem zrobić. To ma być dla mnie wzór? Mam go naśladować? Jeszcze raz ruszyć Słońce? A może zatrzymać?
Kiedy słyszałem, że Maria Curie-Skłodowska odkryła polon i rad, nie było dla mnie jasne, czy i w jaki sposób mam ją naśladować. Dopiero kiedy wyobraziłem sobie Kopernika i Skłodowską jako małe dzieci i nastolatków, zrozumiałem trochę więcej. Zróbcie sobie takie mentalne ćwiczenie – wyobraźcie sobie Mikołaja, jak biega w krótkich portkach po podwórku i patrzy w niebo. Widzi, że Słońce się porusza. Widzi to codziennie. Widzą to wszyscy. A w nim rośnie od jakiegoś momentu przekonanie, że jest inaczej, mimo tych wielu lat patrzenia. Kiedy po raz pierwszy odważa się powiedzieć, że jest inaczej, ludzie mają go za wariata. Mówią: „Mikołaj, przecież każdy widzi, że to słońce się rusza.” „Mikołaj, jesteś głupi!” A Mikołaj obstaje przy swoim i wbrew wszystkim i wszystkiemu udowodnia, że ma rację. Żeby to zrobić, musiał być buntownikiem.
Podobnie buntownikiem była Maria Skłodowska. Ile razy musiała się buntować, żeby w świecie rządzonym przez mężczyzn nie zniechęcić się, żeby dopiąć swego. Dlaczego tak mało mówi się o tej cesze Jej charakteru? Przecież ona właściwie żyła według recepty na życie Charlesa Bukowskiego – znajdź, coś, co kochasz, i pozwól, aby to cię zabiło. Odkrycie zjawiska radioaktywności, o którym nie mogła wiedzieć, że jest niebezpieczne dla życia i zdrowia, spowodowało, że była przez wiele lat wystawiona na duże dawki promieniowania, co ostatecznie doprowadziły do jej śmierci. Podobno jeszcze dzisiaj książka kucharska, której używała, jest tak napromieniowana, że nie wolno się do niej zbliżać. Tak żyła i tak umarła – robiła to, co kocha i dokładnie to ja zabiło. Takie podejście pozwala się lepiej z Marią utożsamić niż powtarzanie, że odkryła polon i rad.
Bycie buntownikiem daje dobre efekty i w nauce, i w życiu. Ale bunt wobec tradycji musi być poprzedzony zrozumieniem, jaki jest sens tej tradycji. Bo to, że jest z nami, oznacza najprawdopodobniej, że jest ważna i potrzebna. Dlatego trzeba dwa razy zastanowić się, zanim tradycję czy konwenans odrzucimy. Podobnie z buntem w stosunku do autorytetów – jest objawem niezależności w myśleniu i odwagi chodzenia swoimi ścieżkami. Jest ważny w nauce i w życiu, gdzie tylko odważni ludzie są w stanie przeciwstawić się złu. Ale jeśli chcesz odrzucić autorytet, najlepiej sam się nim stań. To niestety o wiele trudniejsze niż sam bunt.