Żyjemy w czasach postprawdy. Co to oznacza, najlepiej tłumaczy Mark Fergusson w serwisie Quora:
„Jesli powiem coś, co ci się nie spodoba, możesz przeglądnąć internet i znaleźć kogoś, kto mówi coś zupełnie odwrotnego. Łatwizna. Ja nie mam racji albo jest remis i Bóg jeden wie, co jest prawdą. I możesz tak zrobić w każdej kwestii, dzięki czemu nigdy nie musisz zmieniać swojego zdania, używając bezkresnej zawartości internetu do zbudowania swojej osobistej bańki, w której twoja opinia jest prawdą. Jeśli twoje przekonania są nonsensowne, stają się one odporne na prawdę, ponieważ te źródła, które próbują cię poprawić, zostały zdyskredytowane albo zakwestionowane przez inne źródła, itd. Nie ma zatem kompletnie znaczenia, jak wiele razy nonsens czy kłamstwo zostanie wykazane.”
Postprawda jest szczególnie wygodna dla populistycznych polityków, którzy dzięki niej mogą bronić każdego głupstwa. Mistrzem w tej grze jest Trump, istny prorok postprawdy, który niemal codziennie zarzuca mediom kłamstwo, dyskredytując je. Dzięki temu nie musi zupełnie liczyć się z ich krytyką – w pewnym sensie, korzystając ze swojej publicznej pozycji, dezaktywuje prawdę i dlatego łatwiej mu kłamać.
Postprawda podminowuje fundament każdego społeczeństwa, bo upośledza język. Podstawową funkcja języka jest jego zdolność do komunkowania prawdy, dlatego wszystkie społeczeństwa tępią kłamstwo. Postprawda powoduje, że przestajemy sobie wierzyć i nie jesteśmy w stanie ostatecznie zweryfikować naszej wiedzy. A tak długo społeczeństwo nie pociągnie. Wynika to z faktu, że prawda, jak mówi klasyk, nie leży po środku tylko leży tam, gdzie leży, i jeśli jej nie odnajdziemy, zaczniemy popełniać tragiczne w skutkach błędy.
Problem postprawdy rozszerza się na sądy i zamienia powoli w problem postprawa. Tak jak ludzie obawiający się niezależnej od nich prawdy promują postprawdę, tak ludzie obawiający się niezależnych od siebie sądów promują postprawo. Tak jak dzięki postprawdzie już żaden fakt nie jest jednoznaczny i ostatecznie przesądzający sprawe, tak dzięki postprawu żaden wyrok sądowy nie jest jednoznaczny i ostateczny. Dlaczego? Bo tak jak populistycznie i systematycznie zarzuca się stronniczość wszelkim twierdzeniom, tak populistycznie i systematycznie zarzuca się polityczność wszelkim decyzjom sądów. W tym zakresie w rolę małego Trumpa od wielu miesięcy wcielają się u nas zarówno politycy partii rzadzącej, jak i opozycji.
Wczoraj kolejne twierdzenie z kategorii postprawa sformułowal minister Dworczyk, mówiąc, że sąd decydujący o kłamstwie Premiera Morawieckiego w sprawie krakowskiego smogu jest “rozpolitykowany” i że działa w “antyrządowym amoku”. Tymczasem dość oczywiste jest, że Premier kłamał, mówiąc, że Kraków nie zrobił nic w sprawie smogu, bo zrobił bardzo dużo. Żadna postprawda tego nie zmieni. Wygląda więc na to, że to nie sąd wpadł w antyrządowy amok, ale przedstawiciel rządu wpadł w amok antysądowy.
Wypowiedź ministra Dworczyka musi być powszechnie i mocno potępiona, bo uderza w fundament społeczeństwa. Społeczeństwo musi bowiem posiadać jakąś ostateczną i niewzruszoną metodę rozwiązywania sporów, dokładnie tak, jak musi mieć jakąś wiarygodną metodę weryfikowania prawdziwosci twierdzeń. W przypadku prawdy metodę taką zapewnia jedynie nauka i jej metodologia. W przypadku prawa metodą tą, jedyną skuteczną, jaką znamy, jest niezależne sądownictwo, którego rostrzygnięć nie podważamy i nie deprecjonujemy. Jeśli będziemy to robić, jeśli nie uchronimy prawdy i prawa przed atakami proroków postprawdy i postprawa, będzie z nami źle.