W czasach Twittera i Facebooka każdy zna się na prawie. Wiedza się demokratyzuje i można właściwie odnieść wrażenie, że prawnicy nie są do niczego potrzebni. Wynika to z faktu, że najbardziej znany internetowy lekarz zyskał brata: mecenasa Googla, a ponieważ mecenas ten jest dostępny 24h na dobę, każdy może czuć się specjalistą.
Przekonanie, że prawnicy nie posiadają jakiejś tajemnej wiedzy, dotyczy szczególnie interpretacji prawniczej. Prawo jest sformułowane w języku powszechnym, więc każdy posługujący się językiem polskim jest je w stanie zrozumieć. Stąd w ogólnym przekonaniu prawnik nie musi pośredniczyć w akcie rozumienia prawa. Jeśli chce to robić, to albo uzurpuje sobie jakąś władzę, albo kombinuje. Zwłaszcza wśród zwolenników „reform” polskiego sądownictwa panuje przekonanie wywodzone jeszcze od Napoleona, że prawnicy powinni mieć zakaz wykładania prawa. Co bardziej obeznani przywołują paremię „clara non sunt interpretanda” – to, co jasne, nie podlega wykładni. Zasada ta ma ukrócić interpretacyjne zapędy prawników.
Czy rozumienie prawa jest rzeczywiście tak proste, że jego interpretacji może dokonywać każdy? Moja odpowiedź brzmi: tak. Tekst prawny może interpretować każdy, tak jak każdy może zinterpretować dzieło malarstwa. Weźmy dla przykładu obraz Gustawa Klimta „Judyta z głową Holofernesa”. Oto różne sposoby interpretacji tego dzieła:
„Ty, goła baba!” – interpretacja 10-latka zwiedzającego muzeum.
„To złoto będzie dawało wrażenie bogactwa i będzie pasować do zasłon. Tylko ten odcięty łeb, ohyda…” – interpretacja prawnuczki Pani Dulskiej.
„Obraz jest ilustracją opisanej w Księdze Judyty biblijnej sceny zdekapitowania Holofernesa, wodza Asyryjczyków oblegających żydowską Betulię, która nastąpiła po wcześniejszym uwiedzeniu go przez Judytę. Następnie Judyta umieściła głowę Holofernesa na murach miasta, co tak przeraziło wojska asyryjskie, że uciekło” – interpretacja biblisty.
Wszystkie te wypowiedzi są jakimiś interpretacjami przekazu zawartego w dziele Klimta. Żadna z nich nie jest jednak zadowalająca. Zadowalającą interpretacją jest być może ta, dana przez Erica Kandela w książce „The Age of Insight”: Judyta przedstawiona przez Klimta, mimo stylizowanego stroju, jest kobietą z początku XX wieku, na co wskazuje fryzura i makijaż. Jej wyraz twarzy wskazuje na satysfakcję seksualną z uwiedzenia Holofernesa. Biblijna historia jest więc zaaplikowana do współczesności: uwiedzenie Holofernesa i odcięcie mu głowy może być rozpatrywane w kategoriach działania femme fatale – kobiety-modliszki, i we Freudowskich kategoriach obawy mężczyzn przed kobietami. Na taką interpretację wskazuje także wiedeńskie pochodzenie dzieła i czas jego powstania.
Czy interpretacja Kandela jest lepsza od wcześniej podanych? Tak. Ponieważ pełniej wiąże w całościowym rozumieniu wszystkie elementy widoczne w obrazie (np. uwzględnia nowoczesną fryzurę Judyty, której nie uwzględnia interpretacja biblisty, znaczenie Freuda dla intelektualnej atmosfery Wiednia z przełomu wieków). W ten sposób bardziej wiernie oddaje zamiar komunikacyjny autora lub cel samego dzieła. A o to przecież chodzi w interpretacji, także w interpretacji prawa.
Ktoś powie, że interpretacja obrazu i interpretacja tekstu prawnego to dwie różne sprawy. Czyżby? Prawo jest przekazem kierowanym do nas przez prawodawcę, a naszym obowiązkiem jest go w pełni zrozumieć, tak jak zadaniem interpretatora obrazu Klimta jest zrozumienie, co jego autor chciał nam przekazać. Nie jesteśmy w stanie tego zrobić bez wiedzy, dociekliwości czy w sposób pomijający jakieś elementy tego przekazu.
Weźmy fragment artykułu 2 polskiej Konstytucji: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”. Te sześć słów rozumie każdy, kto posługuje się językiem polskim, tak jak każdy, kto ma oczy, widzi obraz Klimta. Czy te sześć słów wskazuje po prostu, że w Polsce ma być demokracja i obowiązywać prawo? A może, żeby go zrozumieć, trzeba znać historię koncepcji Rechtsstaat i rule of law, rozwijanych w niemieckiej i brytyjskiej kulturze prawnej od wielu wieków, tak jak biblista zna historię Judyty i w ten sposób jest w stanie dokonać interpretacji pełniejszej niż nastolatek czy nowobogacka mieszczanka?
Może wreszcie trzeba rozumieć ten artykuł Konstytucji w stylu Kendalowskiej interpretacji „Judyty z głową Holofernesa”? Nie jako dawno temu opowiedzianą historię, ale jako ideę, którą oczywiście musimy zrozumieć w jej wymiarze historycznym, ale odnieść do współczesności, jak nakazuje nam starożytna sztuka hermeneutyki? I wyprowadzić z niej konsekwencje, wskazując, że demokratyczne państwo prawne oznacza zakaz działania prawa wstecz, zakaz formułowania przepisów w sposób nieprecyzyjny, obowiązek posiadania niezależnych sądów i wiele innych kwestii. Dlaczego? Nie dlatego, że takie widzimisię ma prawnik, ale dlatego, że bez tych elementów zasada demokratycznego państwa prawnego nie ma treści. A nie sposób przyjąć, że o to chodziło prawodawcy. Ten, nadając komunikat zawarty w początkowym fragmencie art. 2 Konstytucji, przekazał historyczną treść zawartą w sześciu użytych w nim słowach, i chciał, aby ta treść została zastosowana do naszej rzeczywistości.
Każdy ma prawo czytać prawo. Każdy ma prawo je interpretować. Ale kiedy polityk mówi (jak miało to niedawno miejsce u nas), że żaden akt prawa europejskiego nie definiuje zasady rządów prawa, to jest w swojej interpretacji niedaleki od poziomu podekscytowanego dzieciaka w muzeum. W rzeczywistości jest od niego gorszy – bo odmawia przekazowi zawartemu w prawie polskim i europejskim jakiejkolwiek treści. I robi to po to, by zwolnić siebie i swoich kolegów z obowiązku zrozumienia i wykonania przekazu prawodawcy. Ten przekaz, nawet ogólny, coś przecież jednak znaczy.
Tak jak pełnowartościowa interpretacja dzieła Klimta wymaga szerokiej wiedzy, aby oddała zamiar komunikacyjny twórcy, tak szerokiej wymaga wiedzy prawniczej wymaga interpretacja prawa, która ma oddać zamiar zawarty w tekście prawnym. Można ten tekst interpretować bez tej wiedzy. Ale wtedy taka interpretacja albo nie realizuje celu przekazu, bo jest niepełna, albo go wypacza, bo rozumie przekaz niezgodnie z jego historycznym przeznaczeniem, albo wreszcie ten przekaz trywializuje, bo jest prymitywna.
Interpretacja, która nie realizuje celu prawa, która go wypacza albo trywializuje, nadal jest interpretacją. Tylko po co nam taka interpretacja?