Kiedy cztery lata temu zaangażowałem się w życie publiczne, zrobiłem to z jednego powodu: nie mogę znieść ludzi, którzy bezczelnie łamią dane komuś słowo albo zasady, a jednocześnie czują się z tego powodu dumni. Ludzi, którzy przysięgają na Konstytucję, gdy obejmują urząd, a nazajutrz bezczelnie ją gwałcą, uznając to za dowód swojej skuteczności.
Naprawdę, nie mam problemu z ludźmi, którzy robią w swoim życiu coś złego – kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ludzie przysięgają sobie miłość przed ołtarzem, a potem coś idzie nie tak i się rozstają. Trudno, takie jest życie. Ludzie robią prawo jazdy, a potem łamią przepisy na drodze. Zdarza się każdemu. Ale czy normalna jest sytuacja, w której ten, który łamie dane słowo albo narusza zasady, jest z tego dumny, chwali się tym na lewo i prawo, uważa się za bohatera, bo kogoś oszukał? Bo zakpił sobie z jakichś wartości?
Wszystkie polskie rządy łamały Konstytucję, tak jak większość z nas narusza jakieś przepisy, kiedy na przykład prowadzimy samochód. Ale żaden z dotychczasowych rządów nie szczycił się tym, że to robił. Żaden też nie uczynił z łamania zasad swojego programu. Normalny człowiek, którego zatrzyma policja po wykroczeniu drogowym, czuje jakiś drobny wstyd, tłumaczy się i zazwyczaj nie protestuje, kiedy policja nakłada na niego mandat. W niektórych wątpliwych sytuacjach odwoła się do sądu – ale nigdy nie przyjdzie mu do głowy, aby wyroku sądu nie respektować.
Władza PiS wprowadziła do naszego życia coś straszliwego – pogardę dla prawa i zasad, bezczelność, która szczyci się tym, że prawo i zasady narusza, a także kompletny, ale to kompletny brak wstydu. Ta bezczelność i brak wstydu pozwala tej władzy nie tylko łamać zasady, ale agresywnie atakować wszystkich, którzy to naruszenie jej wytykają. Złamać dane słowo albo przepisy i okazać skruchę – to zachowanie, które można zrozumieć. Złamać przepisy, zaatakować policjanta, który wymierza mandat i rozwiązać sąd, który może za to skazać, a dodatkowo wyśmiać ludzi, którzy przeciwko temu wszystkiemu protestują – to moralne barbarzyństwo.
Nie wiem, jak można głosować na ludzi, którzy przysięgają na Konstytucję, a dzień później z uśmiechem na twarzy ją łamią. Jak można zaufać ludziom, którzy co drugie słowo przywołują wartości najwyższe, aby pomiędzy jednym i drugim przywołaniem kolejny raz złamać podstawowe dla państwa zasady? Jak można wiązać swoją przyszłość z ludźmi, którzy jedną ręką potępiają komunizm, a drugą dają najwyższe stanowiska komunistycznemu prokuratorowi? Jak można?
Nie oczekuję dla mojego kraju władzy idealnej, bo takiej nie ma. Oczekuję władzy normalnej – takiej, która, jak każdy, popełnia błędy, ale jest gotowa po ludzku ponieść tego konsekwencje. Jestem jednak pewien, że nie chcę dla mojego kraju władzy bezczelnej, która z chamstwa czyni cnotę, a bezprawie uznaje za nowy rodzaj sprawiedliwości. Dlatego idę w niedzielę na wybory. Wy też idźcie.
Nie dlatego, że jesteście „lewakami”, antypatriotami, zdrajcami narodu czy wrogami Kościoła. Nie czuję się ani „lewakiem”, cokolwiek to obraźliwe i mgliste słowo znaczy. Nie jestem także na pewno wrogiem Kościoła. Czuję się jednak zobowiązany chronić mój kraj przed ekstremalną hipokryzją, przed zalewem nienawiści i kłamstwa, przed faryzeuszowską pewnością siebie ludzi, którzy codziennie pouczają mnie, jak mam żyć, a sami zapomnieli, co znaczy wstyd. Czuję się zobowiązany ratować mój kraj przed władzą, która codziennie na ustach ma Boga i Kościół, a przez nienawiść do ludzi i zasad jest do głębi antychrześcijańska i antykatolicka.
Dlatego zrobię wszystko, żeby ta władza nie niszczyła mojego państwa ani dnia dłużej, choćby tym wszystkim, co mogę zrobić, miało być oddanie tego jednego głosu, który mi przysługuje.
A jeżeli ta władza będzie nadal rządzić, od powyborczego poniedziałku będę jeszcze dokładniej patrzył jej na ręce – jak zresztą każdej innej, która zdecyduje się naruszyć najważniejsze dla Polaków zasady i śmiać się z tego powodu ludziom w twarz.