Znowu słyszę, że być może skrócenie kadencji I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf jest niekonstytucyjne, ale wiek emerytalny dla sędziów to już nie – przecież Konstytucja wyraźnie mówi, że można ten wiek ustalić ustawą.
Tak więc znowu trzeba powiedzieć, że:
- Radością napawa mnie fakt, że niektórzy światli ludzie (np. sędzia Johann) zauważają, że jak Konstytucja mówi „sześć”, a ustawa mówi „nie sześć, ale mniej”, to to jest sprzeczność;
- Smutkiem napawa mnie fakt, że zdarzają się jednak nadal konstytucyjni sceptycy matematyczni, którzy mówią, że skoro M. Gersdorf przestaje być sędzią (z powodu osiągnięcia wieku stanu spoczynku), to nie może być prezesem, więc na nic matematyka. Nie wiadomo, dlaczego tak mówią, bo z Konstytucji nie wynika, żeby I Prezes SN musiał (musiała) być sędzią. Art. 183 ust. 3 mówi tylko, że powołuje się I Prezesa „spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego”. Nie ma tam mowy o tym, że kandydat musi być sędzią. To trochę tak jak z papieżem – podobno nie musi nim zostać ksiądz, może każdy ochrzczony. Tyle, że praktyka była inna – ale praktyka już przecież nikogo nie obchodzi, a najmniej prezydenta i jego konstytucyjnych matematycznych sceptyków. Praktyka ułaskawiania też przecież była inna…
- Parlament może obniżyć wiek spoczynku w ustawie – daje mu to prawo Konstytucja. Nie może jednak zastosować tego nowego wieku do urzędujących sędziów – może zastosować do nowo powoływanych. Dlaczego nie może zastosować od razu do obecnych sędziów? Bo w ten sposób przerywa z zaskoczenia ich orzekanie, a więc w ten sposób wpływa na ich niezawisłość. Sędzia sobie spokojnie orzeka, patrzy na sprawy, które zostały jej do rozstrzygnięcia, i te które wpływają i myśli sobie „Zakończę je do czasu wieku spoczynku i będzie git”, a tu parlament wyskakuje jak filip z konopi i powiada: „Ha! Nie dokończysz, bo my właśnie obniżyliśmy wiek stanu spoczynku i przestajesz sądzić z końcem kwartału”. Przecież to jest najprostszy sposób, żeby sędziego odsunąć od sprawy, którą polityk chciałby powierzyć innemu sędziemu! Najlepiej takiemu, którego własnoręcznie powoła Krystyna Pawłowicz na podstawie testu jednego pytania, który świetnie diagnozuje u kandydata na sędziego brak kręgosłupa. A kiedy inna władza (parlament, rząd albo prezydent) przerywają orzekanie przez sędziego, naruszają jego niezawisłość i naruszają niezależność sądów, co jest zakazane przez art. 173 Konstytucji („Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”). Poza tym, art. 2 Konstytucji, wyrażający zasadę demokratycznego państwa prawnego zawiera w sobie zasadę niezmieniania prawnych reguł gry w czasie jej trwania, jeśli nie ma po temu niezwykle ważnych powodów. Parlament zatem może obniżyć wiek spoczynku sędziów, ale może zastosować go dopiero do nowo powoływanych sędziów, a obecnym pozwolić orzekać do 70 roku życia. Takie rozwiązanie powoduje, że i parlamentarny wilk jest syty, i sędziowska gąska cała.
Oznacza to, że nie tylko skrócenie kadencji I Prezes jest niekonstytucyjne. Przeniesienie w stan spoczynku urzędujących sędziów także jest niezgodne z Konstytucją. Ale widać to dopiero, gdy spojrzy się nie na jeden przepis Konstytucji, ale także na resztę Jej przepisów. Czytanie Konstytucji ma sens, gdy czyta się ją w całości, a nie wtedy, gdy czyta się jedno jej zdanie. Jak już wielokrotnie mówiłem (wybaczcie powtórki, ale prawda powtórzona tysiąc razy staje się prawdziwszą prawdą) – gdybyście czytali „Pana Tadeusza” na podstawie zdanie: „Litwo, Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie” wyszłoby wam, że „Pan Tadeusz” jest książką o chorych Litwinach tęskniących za ojczyzną. A nie jest, a przynajmniej jest książką o wielu innych rzeczach. Podobnie Konstytucja nie jest książką o tym, co może parlament i o tym, że nie ma żadnych reguł dla działań parlamentu. Jest książką o tym, jak ma funkcjonować państwo, w którym parlament wykonuje swoje kompetencje tak, żeby przy okazji nie naruszać praw sędziów i oczywiście vice versa.
Izolowane stosowanie konstytucji jest kompromitacją intelektualną i grozi upośledzeniem władzy sądzenia. Nie róbcie tego sami w domu. Nie róbcie tego nigdzie.
Wyłożył Pan Profesor w prosty sposób skomplikowaną dla niektórych materię i dla emeryta z średnim wykształceniem wydaje się to bardzo proste. Dlatego dziwię się dr prawa, magistrom wydziałów prawa renomowanych uczelni, prof. prof Krasnodębskiemu i Legutce, redaktorom i dziennikarzom, że tak prostych prawd nie mogą zrozumieć.
Dobrze wiemy że interpretacja profesora Matczaka jest absolutnie bez zarzutu. Nic dodać, nic ująć. Chyba że ma się baaaardzo złą wolę….I taka zła wola jest teraz nagłaśniana przez wszystkie tuby rządowe. Ci którzy to robią kiedyś będą się tego wstydzić.
Panie Profesorze, można racjonalnie założyć, że RZĄD i PREZYDENT MNIEJSZOŚCI mają pełną świadomość prawdziwości powyższych stwierdzeń. Jednak wszystkie mosty zostały spalone, odwrotu nie ma i właśnie to determinuje zarówno tragizm sytuacji, jak i ich determinację do rewolucyjnych zmian, dających im _poczucie_ gwarancji, że nikt nie przywróci stanu zastanego ze względu na niewyobrażalne koszty takiej operacji.
Przypuszczam, że stąd też wynika determinacja prezydenta do zmiany Konstytucji, tzn. zmienić ją w taki sposób, aby w przyszłości zaciemnić obraz społecznej percepcji i oceny, mówiąc “ależ my nie naruszyliśmy nowej Konstytucji, a starą przecież jako społeczeństwo odrzuciliśmy”. Odnoszę wrażenie, że dla pewnego pana to przyszłościowe “być albo nie być”.
Z punktu widzenia skuteczności podejmowanych działań, kluczowa wydaje się świadomość “nieuchronności kary” i chyba w tym kierunku powinien zmierzać dyskurs.
“Prezydent mniejszości”? Czy to nie o takich matematykach pisze pan profesor? Chyba, że to działa – jak zwykle – w jedną stronę (czyli Prawo Kalego).
Szanowny Panie Profesorze,
jako dużo starszy kolega, choć nie tak utytułowany jak Pan, znowu muszę udzielić Panu reprymendy i z unolewaniem wytknąć, że z uporem godnym maniaka, odwołuje się Pan do logiki, gardząc siłą. Otóż przyjmij Pan do wiadomości, żenlogika to mrzonka, podczas gdy siła to realny konkret. Obecna władza nie jest wynikiem procesów opartych na logice, tylko opartych na sile. Dlaczego zatem miałaby odwoływać się do pojęć i zjawisk immanentnie obcych. Na tym etapie logika musi poczekać do procesów rozliczenia z fascynatami siły. Obecnie potrzebna jest siła, aby logika wróciła na swoje miejsce. Oczywiście Pana wysiłki doprowadzą prędzej, czy później, Pana samego do konfrontacji ze społeczeństwem. W ten sposób, że będziesz Pan MUSIAŁ swoje zapały dydaktyczne skierować ku szerokiemu audytorium, bo jesteś w tym dziele komunikacji nudnych zagadnień prawnych całkiem niezły. Wyszło trochę za słodko, ale i tak już od dawna Pan wiesz, że posłuch jest, to i gadać trzeba. Rób Pan tak dalej, bo ducha w ten sposób podtrzymujesz na … duchu 😉
Bardzo szanuję Pana osobistą niechęć do stania się politykiem. Niech Pan trwa w swoim postanowieniu i nic się nie zmienia! 🙂
Dziękuję i pozdrawiam!
Jakby nie patrzeć, przy wykorzystaniu wszystkich znanych reguł wykładni, ONI oczywiście (!) nie mają racji. Niektórzy z tej propisowskiej mniejszości świata prawniczego nawet to wiedzą. Mam koleżankę – prawniczkę, której generalnie nie podoba się naruszanie zasad państwa prawa, ale – wedle niej – ONI muszą (!) tak działać. Aktualna władza polityczna jest bowiem niepodważalnym źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna. Dlatego mają moralny mandat do wszystkiego, co robią, w tym do „oczyszczenia wymiaru sprawiedliwości z postkomunistycznych złogów” i podporządkowania sobie sędziów. „Konstytucja Kwaśniewskiego” nie może stać temu na przeszkodzie. W tym „aksjologicznym” ujęciu wszystkie słuszne formalne i systemowe argumenty upadają. Jak można bowiem dyskutować z wiarą w jedynie słuszną rację? A może wyjdzie z tego coś dobrego, jak wierzy np. sędzia Johann? Wiara w dobro Prawa i Sprawiedliwości jest zresztą jest ważnym elementem ICH myślenia. A ci, niepodzielający tej wiary – won. I oto mamy dyktaturę. Przykre to.
Zgadzam sie – oni trwają w takim wykładniczym stanie wyższej konieczności
Cztery różne kwestie:
1.Potencjalna wypowiedź racjonalnego jakiegoś ,,ustrojodawcy” przy tworzeniu jakiejś ,,konstytucji” określająca jego cele: Określiłem zasady ustrojowe i inne ważne rzeczy w państwie w aż 243 artykułach, wymagających specjalnej akceptacji Narodu. Ale jeśli w jednym, czy w drugim ustępie jakiegoś artykułu napisałem delegację (nakaz/upoważnienie), żeby jakąś kwestię określił sam ustawodawca zwykły ustawą, to mam na myśli to, że ustawodawca może tę kwestię uregulować sobie całkowicie dowolnie, tak jak tylko on będzie sobie tego życzył. Przy uchwalaniu takiej ustawy (wykonaniu mojej delegacji) może mieć zatem w …nosie wszystko to co zapisałem w pozostałych 242 artykułach oraz w pozostałych ustępach tego artykułu, w którym dałem mu to upoważnienie. Reasumując – wszystko co on napisze w takiej ustawie będzie konstytucyjne, no bo dałem ustawodawcy upoważnienie Co prawda za bardzo nie wiem po co przez tyle lat tworzyłem te wszystkie 243 przepisy, skoro w tak wielu ważnych kwestiach ustawodawca zwykły każdej kadencji będzie łatwo mógł zrobić wszystko tak jak on zechce wbrew ustanowionym przeze mnie i zaakceptowanym przez Naród zasadom, co zniszczy system. Mam nadzieję jednak, że jak najdłużej nie zechce tego zrobić i trochę czasu ta konstytucja jako spójny akt prawny poobowiązuje i się przyda. Ale jak już ustawodawca zechce tak zrobić po swojemu, ale bez zmiany konstytucji, to trudno. W końcu ustawodawca będzie miał mandat większościowy (choć mniejszy niż 2/3) pochodzący z demokratycznych wyborów, dlatego danie mu tego upoważnienia było w pełni zasadne i tego trzeba się będzie trzymać bez względu na chaos prawny, uszczerbki demokracji, naruszenia praw człowieka, no bez względu na wszystko. Upoważnienie jest święte i ma priorytet nad wszystkim. Nie wiem zresztą po co to tłumaczę, przecież weźcie przeczytajcie sobie ten, czy inny ustęp w którym jest zawarte moje upoważnienie. Tam nie ma mowy o żadnych warunkach, kryteriach, ani nie wymieniam żadnych ograniczeń co do treści ustawy, czyli nie chciałem, aby takowe istniały.
2. W temacie racjonalności już konkretnego ustrojodawcy. Jaki miał on cel uchwalając zdanie drugie art. 139 Konstytucji ,,Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu” ?. Jedyny zdroworozsadkowy cel jest łatwy do zrekonstruowania – chodziło o to aby nie dawać Prezydentowi żadnej możliwości ingerowania w karę orzeczoną wobec polityka lub byłego p[olityka przez TS . Czy cel ten pozostaje aktualny jeśli przyjmie się forsowaną szeroką interpretację zasadniczego zakresu prawa łaski (tj. że dotyczy nie tylko skazanych, ale też co najmniej oskarżonych)? Załóżmy wyjściowo, że ustrojodawca rzeczywiście chciał właśnie takiego szerokiego rozumienia prawa łaski (zdania pierwszego) i wnioski są następujące; Przy takim założeniu zdanie drugie staje się przepisem martwym, z gruntu nieskutecznym, niezdolnym do spełnienia jakiegokolwiek celu i zbędnym – a to dlatego, że prezydent każdego, którego chciałby ochronić przed TS, to zawsze by go ułaskawił wtedy zanim jeszcze zapadł by wobec niego wyrok skazujący przed TS. Po to, aby był zachowany jedyny logiczny sens/funkcjonalność wyjątku, to zdanie drugie powinno zatem brzmieć tak: ,,do osób oskarżonych przed TS oraz do skazanych przez TS”. Jakoś tak tego zdania nie skonstruowano. To prowadzi do wniosku że założenie wyjściowe jest błędne, że racjonalny ustrojodawca wcale nie chciał tego, aby objąć hipotezą ,,wyjątku” tylko skazanych przed TS a zarazem pod działaniem zasady (jako zdatnych do ułaskawienia) pozostawić oskarżonych przed TS. Pozostaje zatem jedno wytłumaczenie tego, że w treści ,,wyjątku” jest mowa o ,,skazanych” . Otóż takie, że treść samej zasady (wykładnia zwrotu prawo łaski) też dotyczy tylko i wyłącznie skazanych (tu oczywiście przez sądy) tylko nie została wyrażona expressis verbis (pewnie dlatego że wynika z istoty instytucji) jednak wyjątek został ustanowiony od tak, a nie inaczej, interpretowanej zasady. Przez skazanych należy rozumieć oczywiście prawomocnie skazanych- po wyroku I instancji przed jego uprawomocnieniem stroną pozostaje ,,oskarżony” a nie skazany, zaś wyrok nie wywołuje jeszcze skutków prawnych.
3. Co do zasady z art. 180 ust. 1 i treści ust. 4. Konstytucji Otóż wydaje się, że zamieszczenie w ust. 4 upoważnienia dla ustawodawcy trzeba uznać za celowe określenie wyjątku od zasady. Zapewne po to, aby ustępu 4 mającego w ten sposób status wyjątku od zasady nie można było interpretować rozszerzająco zgodnie z paremią exceptiones non sunt extendendae, a zatem aby przy konstruowaniu treści ustawowy w zakresie upoważnienia zawsze należało mieć na względzie nienaruszalność istoty oraz funkcję zasady z ust. 1 jako zasady konstytucyjnej (ale oczywiście też mieć wzgląd na inne zasady i normy konstytucyjne), co sprawia że ten ustęp nie jest zbędny Wniosek jest jednak też taki, że mogą wystąpić pewne sytuacje, w których ustawa określi wiek stanu spoczynku mający zastosowanie do czynnych sędziów w sposób zgodny z Konstytucją- zasadniczo może to zrobić poprzez obniżenie wieku stanu spoczynku z którego skorzystanie będzie wyborem sędziego (czyli ustanowienie granicy wieku fakultatywnego obok obligatoryjnego a w konsekwencji brak byłoby w ten sposób dokonania usunięcia przez ustawodawcę). Mogą być też sytuacje wyjątkowe gdy znajdzie się jakiś cel stanowiący wyższą wartość konstytucyjną niż zasada nieusuwalności (np szerzenie się nowych chorób w społeczeństwie dotykających przeważnie ludzi po 65 rż i upośledzających zdolności umysłowe). Nadto uregulowanie wieku stanu spoczynku nawet działające wobec czynnych sędziów mogłoby ewentualnie polegać na rozsądnym podwyższeniu tego wieku (tu oczywiście inne kwestie mogą stanąć na przeszkodzie niż nieusuwalność) To, że sama Konstytucja nie uregulowała wieku spoczynku być może opierało się na przewidywaniu zmian w stanie zdrowia ludzi w przyszłości lub pozostawieniu ustawodawcy możliwości dokonywania pewnej koordynacji do powszechnego wieku emerytalnego Jedno jest pewne. Aby pozostać w zgodzie z art. 180 ust. 1 celem nadrzędnym takiej ustawy nie może być usuniecie sędziów lub sędziego (czyli nie może być celem ani ,,zmiana personalna” lub haha ,,dekomunizacja” ani oczywiście odsuniecie od konkretnej sprawy).
4. Niestety symbolem walki o niezależność sądów jest jeden z byłych PP SN , który miał spore związki polityką. Lepiej ich nie mieć bo teraz słabiej to wygląda niż by mogło
Chciałbym się upewnić – czy punkt pierwszy jest pisany ironicznie?
Skoro – według niektórych – konkretny ustrojodawca chciał, aby tak, a nie inaczej rozumiano treść art.197 lub art 180 ustępu 4 Konstytucji, to mniej więcej na tym polegałby cel ich ustanowienia ( ,,ustalony” m.in w oparciu o takie skutki, które zarazem byłyby od razu łatwo dostrzegalne lub przewidywalne w chwili uchwalenia, a zatem świadomie by do nich dążył).
Taki cel wygląda na oczywiście nieracjonalny – z elementami zaprzeczenia istocie Konstytucji jako takiej, jej cechom i funkcji, zakładał by m.in.: świadome godzenie się na nieosiąganie innych celów określonych w przepisach programowych-zasadach ustroju (a zatem raził by sprzecznością w ramach jednego aktu, co chyba bywa głównym przejawem ew. nieracjonalności odrzucanej w drodze wykładni), godzenie się na możliwą dekompozycję całego systemu ustroju np poprzez wyjęcie jednego kluczowego elementu jak ,,wyłączenie” TK (przecież można byłoby w ustawie napisać, że może rozpoznać maksymalnie jedną sprawę na 5 lat albo, że nie można wydać wyroku bez uprzedniego złożenia stanowiska na piśmie przez PG itp.). Wtedy taki hipotetyczny ustrojodawca sam byłby nieracjonalny i oczywiście w pkt 1 został on opisany jako ,,racjonalny” ironicznie (to miano powinno być tam ujęte w cudzysłowie- brak przez przeoczenie)
Skoro jednak trzeba przyjmować założenie, że ustrojodawca był racjonalny, to znaczy, że konkretny ustrojodawca wcale nie mógł chcieć ustanowić normy o takiej treści jak się mu imputuje, a które byłyby zdekodowane metodą wykładni literalnej i – pozostając w konwencji – izolowanej (czy to z samego art. 197, czy w drugim wypadku z samego ustępu 4 w art. 180).
Panie Marcinie,
Mnie zastanawia jeszcze jedna kwestia. W Konstytucji – wydaje mi się, że celowo – pojawiają się dwa terminy: przeniesienie w stan spoczynku i przejście w stan spoczynku (ten drugi jedynie w przypadku punktu o wieku przejścia). Czy pojęcia te są jakoś rozróżniane? Mam wrażenie, że wszyscy żonglują nimi, jakby były jednoznaczne, podczas gdy według mnie ścisle określają one dwie zupełnie inne sytuacje: przymusowe przeniesienie, i dobrowolne przejście. Czyli: wiek przejścia, to wiek, w którym sędzia uzyskuje pewne prawo.
Ogólnie, Konstytucja w/g mnie, gdy brane są pod uwagę wszystkie dotyczace sędziów przepisy mówi wyraźnie: sędziowe są nieodwoływalni, przymusowo mogą być odsunięci od orzekania jedynie poprzez decyzję sądu (czy też nieco ogólniej, reprezentanta władzy sądowniczej), w stan spoczynku dobrowolnie mogą odejść jedynie po osiągnięciu wieku wskazanego w ustawie (i tylko w tym przypadku; w razie choroby na przykład mogą jedynie wnioskować o przeniesienie).
Zgaduję, że gdzieś się mylę, skoro wszyscy widzą to inaczej. Chętnie poznałabym Pana opinię.
Co do izolowanego spojrzenia na Konstytucję RP, to ja rozszerzę to na PiS i “opozycję” i upomnę się o 4, 32, 96 i 99 art. polskiej konstytucji, które “od zawsze” są ordynarnie łamane, przez co uniemożliwia się nam obywatelom realny wpływ na państwo, sejm, partie polityczne i władzę. Chodzi o indywidualne bierne i czynne prawo wyborcze w wyborach do Sejmu przysługujące według konstytucji każdemu obywatelowi, a które w praktyce jest całkowicie fikcyjne.
Te artykuły konstytucji to w skrócie a) rządy narodu poprzez SWOICH przedstawicieli (nie przedstawicieli scentralizowanych nomenklatur partyjnych), b) zakaz dyskryminacji w życiu politycznym kogokolwiek z jakiegokolwiek przyczyny, c) zasada powszechności, równości, bezpośredniości, tajności i proporcjonalności w wyborach do Sejmu oraz d) indywidualne prawo każdego obywatela bycia wybranym do Sejmu RP.
Całkowite wykluczenie przez ordynację wyborczą do Sejmu (i PE) z procesów wyborczych obywateli bezpartyjnych i zrzeszonych lokalnie łamie nie tylko wyżej wymienione artykuły Konstytucji RP, ale również szereg paktów i zobowiązań międzynarodowych podpisanych przez Polskę, w tym głównie 25 art. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, gdzie indywidualne bierne i czynne prawo wyborcze jest wymienione jako jedno z podstawowych praw ludzkich.
Mówię o tym, bo zmowa milczenia wokół łamania tych właśnie fundamentalnych dla demokracji praw, a dotyczy to również sędziów i sądów, obniża dramatycznie wiarygodność obrońców Konstytucji, praworządności i demokracji oraz symetryzuje po jednej antydemokratycznej stronie zarówno PiS, jak i całą “opozycję”.
Dla przykładu: trójpodział władz jest arcyważny w praworządnym państwie, ale się mocno relatywizuje, gdy jedna z tych władz – władza ustawodawcza – nie ma demokratycznej legitymizacji i w żadnym stopniu narodu polskiego nie reprezentuje, ponieważ nie pochodzi z wolnego wyboru w powszechnych, równych i wolnych wyborach.
Pogwałcenie tych fundamentalnych praw jest również praprzyczyną fatalnego stanu polskiego społeczeństwa i państwa. Pełne bierne i czynne prawo wyborcze jest w zasadzie jedynym realnym środkiem wpływu obywateli na własne państwo, zachowania partii politycznych i reprezentatywność władz państwowych. Pogwałcenie tego prawa odbiera obywatelom suwerenność i podmiotowość, prowadzi do zobojętnienia społeczeństwa oraz całkowitej alienacji między obywatelami, państwem (i partiami politycznymi). A jednocześnie alienuje partie ze społeczeństwa, które nie są w najmniejszym stopniu obywatelskie i demokratyczne funkcjonując modelowo i mentalnie bardziej jak zamknięte organizacje mafijne stojące ponad i poza prawem. PiS nie jest tu żadną zmianą. PiS jest ukoronowaniem patologicznego modelu fasadowej partyjnej demokracji. Fakt – jest wyjątkowo ordynarną formą, która zarzuciła wszelkie pozory i maski.
I ten stan jest w zasadzie “od zawsze”, a dokładniej od 1993 roku, kiedy definitywnie pozbawiono obywateli możliwości swobodnego kandydowania w wyborach do Sejmu, czyli możliwości oddolnego i wolnego wyboru swoich własnych przedstawicieli do parlamentu.
Myślę, że bez podjęcia tego tematu tabu “opozycja” nie uzyska nigdy wiarygodności. Konstytucji nie można traktować fragmentarycznie, a bez przywrócenia obywatelom suwerenności i możliwości wpływania na państwo oraz bez powołania reprezentatywnego i demokratycznie wybranego Sejmu to państwo jest skazane na upadek. Natomiast obywatele nie będą mieli większego interesu stanięcie w obronie tego fasadowego i obcego obywatelom państwa oraz odstręczającej fasadowej demokracji.
(Tekst lekko zredagowany i poprawiony)
Do moderatora – powyższą wersję można usunąć.
Wolnych sądów nie było i wcześniej. Ludzie protestują bo nie znają praktyki stosowania prawa wcześniejszego. Profesor robił badania to wie. Ile było pełnego kanonu wykładni 258 § 2 kpk?