Po raz kolejny powtarza się podobny scenariusz: jakiś polski sędzia myśli, że jest niezależny i podejmuje jakąś decyzję. Ta decyzja nie podoba się Ministrowi Sprawiedliwości. Minister zaskarża przepis, a podstawie którego decyzję podjął sędzia do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał nie stwierdza, że przepis, na którym oparł się sędzia, jest niezgodny z Konstytucją, ale stwierdza, nie można interpretować tak, jak go zinterpretował dany sędzia.
Ten mechanizm znamy na przykład ze sprawy dziwnego ułaskawienia M. Kamińskiego. Sąd Najwyższy podjął decyzję złą dla Pana Kamińskiego, Minister zaskarżył do Trybunału, Trybunał powiedział, że nie można interpretować przepisów tak, jak chce Sąd Najwyższy, tylko tak jak chce Minister – czyli skorzystanie z prawa łaski przez Prezydenta ma skończyć postępowanie.
Teraz podobna akcja Ministra dotyczy decyzji SN o zadaniu pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE i zawieszenia przepisów ustawy o SN. Przepisy, na podstawie których działał SN zostały właśnie zaskarżone przez Ministra Sprawiedliwości/Prokuratora Generalnego do TK.
Tej decyzji o zaskarżeniu można było się spodziewać – przecież sędzia Julia Przyłębska wręcz do niej zachęcała, mówiąc publicznie w telewizji, że SN nie mógł zrobić tego, co zrobił, bo zawieszania przepisów nie mieści się w polskim porządku konstytucyjnym. Wyrok w tej sprawie został więc wydany zanim ta sprawa w ogóle się zaczęła. To smutne, że sędzia TK wydaje wyrok w telewizji i że nie zna prawa europejskiego. Ale co zrobić.
Drugi problem to pytanie, jak długo przyjdzie nam czekać na rozstrzygnięcie. Dziwnym trafem te sprawy, w których przedłużanie wydania rozstrzygnięcia jest dla Ministra-Prokuratora dogodne, TK rozpatruje bardzo długo (vide sprawa rzekomego nielegalnego wyboru trzech sędziów w 2010 roku, nad którą TK zastanawia się już półtora roku, co daje Ministrowi pretekst do żądania wyłączania tych sędziów ze spraw). Te zaś sprawy, kiedy decyzja jest potrzebna Ministrowi szybko, żeby np. mógł zaatakować decyzję sądu, są rozpatrywane szybko. Coś mi się wydaje, że omawiana sprawa będzie rozstrzygnięta ekspresowo.
Największym problemem jest to, że TK po raz kolejny jest wykorzystywany jako prawniczy kij bejsbolowy do zdyscyplinowania sędziów. Wyroki, które na życzenie Ministerstwa Sprawiedliwości wydaje TK dokonują w rzeczywistości powszechnie wiążącej wykładni ustaw – jest to kompetencja, której TK został pozbawiony w 1997 roku. Co więcej, jest to wykładnia proponowana przez władzę wykonawczą w celu zmniejszenia kompetencji władzy sądowniczej i wykładnia, która atakuje w drodze abstrakcyjnego wniosku konkretną sędziowską decyzję.
Ktoś powie, że przecież po 1997 roku TK wielokrotnie wydawał wyroki interpretacyjne. To prawda. Jednak tamta praktyka TK różniła się istotnie od tej obecnej w zakresie, o którym pisałem powyżej: nie była nakierowana na podważenie pojedynczej decyzji konkretnego sądu, ale na korektę pewnej utrwalonej praktyki orzeczniczej. Wyrok interpretacyjny negatywny był więc skierowany w przeszłość – stwierdzał, że wypracowana w praktyce sądowej norma prawna jest niekonstytucyjna. W ten sposób decyzja TK ratowała obywateli przed niekonstytucyjnością normy prawnej, z którą w rzeczywistości mieli do czynienia. Jeśli bowiem sądy stale rozumiały jakiś przepis w określony sposób, to TK musiał ocenić konstytucyjność tej utrwalonej w praktyce normy wyinterpretowanej z zaskarżonego przepisu.
Obecnie Minister w swoich wnioskach do TK nie wykazuje utrwalonej praktyki, ale zwalcza konkretną interpretację, która mu wadzi. Nie sposób przecież powiedzieć, że ostatnia decyzja SN wynika z utrwalonej praktyki, skoro była precedensowa. Podobnie nie było utrwalonej praktyki reagowania sądów na przedwczesne ułaskawienia, bo przed A. Dudą nikt tego nie robił. Z tych względów właśnie uważam, że TK wydając obecnie wyroki interpretacyjne ustala raczej sposób rozumienia danego na przyszłość, dyscyplinując w niedopuszczalny sposób sądy. Takie ustalenie jest równoważne powszechnie obowiązującej wykładni ustaw, do której TK od 20 lat nie ma kompetencji.
Z powyższych powodów wniosek Min. Ziobry do TK jest kolejny raz narzędziem atakowania niezawisłego sądu. A jeśli TK jest zgodny w swoich ocenach z Ministrem, sam TK narusza niezawisłość sędziów, wychodzą przy tym poza swoje kompetencje – dokonując powszechnie obowiązującej wykładni ustaw, której to kompetencji został pozbawiony 20 lat temu.
Zupełnie na marginesie – marzy mi się kiedyś dokładna kontrola bilingów, spotkań i innej komunikacji między Ministerstwem Sprawiedliwości a obecnym Trybunałem Konstytucyjnym i jego sędziami (i niesędziami także). Ciekawe, co z takiej kontroli wyniknie.
Czy TK powinien zająć się wnioskiem Ziobry? W jakich sprawach orzeka Trybunał Konstytucyjny, stanowi artykuł 188 Konstytucji RP:
Art. 188.
Trybunał Konstytucyjny orzeka w sprawach:
1) zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją,
2) zgodności ustaw z ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi, których ratyfikacja wymagała uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie,
3) zgodności przepisów prawa, wydawanych przez centralne organy państwowe, z Konstytucją, ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi i ustawami,
4) zgodności z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych,
5) skargi konstytucyjnej, o której mowa w art. 79 ust. 1.
Nie ma na tej liście: orzeczeń sądowych, działań i decyzji procesowych sądów. Jeśli TK wyda wyrok w tej sprawie to będzie to falandyzacja prawa do kwadratu.
“Obecnie Minister w swoich wnioskach do TK nie wykazuje utrwalonej praktyki, ale zwalcza konkretną interpretację, która mu wadzi. Nie sposób przecież powiedzieć, że ostatnia decyzja SN wynika z utrwalonej praktyki, skoro była precedensowa”.
Czy to znaczy, że nie można zdusić złej wykładni w zarodku i trzeba czekać na iluś (no właśnie ilu?) Kamińskich, którzy taką wykładnią zostaną skrzywdzeni? Trochę to przerażające.
Za Kamińskiego można podstawić Nowaka, któremu rzeczywiście zrujnowano życie jakąś wykładnią.