Od ponad roku angażuję się w prowadzone w mediach społecznych dyskusje z hejterami. Wczoraj po raz kolejny wszedłem w dyskusję z Piotrem Wielguckim (Matka Kurka), który w swoim tłicie kierowanym do prof. Wojciecha Sadurskiego napisał o defekacji i podcieraniu się ludźmi, a następnie napisał, że będzie nas (prof. Sadurskiego i mnie) bił po pyskach i że będziemy piszczeć.
W odpowiedzi na te słowa napisałem, że wyślę jego wypowiedź na Uniwersytet Wrocławski, aby prowadzący tam zajęcia przeanalizowali ten wpis w ramach zajęć z zakresu mowy nienawiści. Ponieważ Wielgucki kiedyś mówił, że jego córka zamierza studiować prawo i ponieważ Wielgucki mieszka na Dolnym Śląsku, napisałem, że prowadzący zajęcia powinni przeanalizować jego wpis na zajęciach w grupie, w której będzie studiować jego córka.
Nie znam córki Piotra Wielguckiego, nie wiem, ile ma lat, nie wiem, czy w ogóle istnieje (Napalony Wikary, inny bohater Twittera, często mówi, że ma córkę, ale jest, zdaje się, fikcyjna). Nie wiem, czy rzeczywiście chce studiować prawo i czy chce to robić we Wrocławiu. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, bo ten tłit był kierowany do Wielguckiego, nie do jego córki. A jego celem było uświadomienie mu, że jego słowa mogą być hipotetycznie czytane przez kogoś, kto jest mu bliski. Taki eksperyment myślowy jest najlepszym sposobem na uświadomienie sobie, jaka jest wartość moralna naszych słów. Ja często, kiedy piszę albo mówię, staram się sobie wyobrazić, co powiedziałby mój syn, gdyby to przeczytał. Czy byłby ze mnie dumny, czy też czy wstydziłby się mnie. Gdyby Wielgucki napisał, że wyśle mój wulgarny tłit do szkoły mojego syna, do głowy by mi nie przyszło, że jest to atak na mojego syna – to byłby atak na mnie i ja bym musiał sobie z nim poradzić.
Tymczasem Wielgucki z właściwym sobie poczuciem honoru odbił mój wpis, kierowany do niego, i skierował go w stronę swojej córki. W ten sposób chciał ukazać, że jestem bezdusznym, podłym człowiekiem, który atakuje jego rodzinę. Każdy sądzi po sobie – w swoim innym tłicie, tym razem poświęconym wymiotowaniu, Wielgucki zaatakował ojca prof. Sadurskiego. Nie miałem zamiaru atakować nikogo oprócz Wielguckiego i jego mowy nienawiści. Chciałem, żeby przez chwilę zmienił perspektywę, popatrzył na to, co robi, z trzeciej pozycji, i pomyślał, jaki przykład daje młodym ludziom. Jest to mój obowiązek jako nauczyciela akademickiego.
Ale tak naprawdę nie o tym chciałem głównie pisać. Chciałem wyjaśnić wszystkim, którzy po opisanej powyżej wymianie pisali do mnie, nie pierwszy raz, z zapytaniem, czy mój post to fake, czy naprawdę muszę angażować się w te poniżające dyskusje, że mi to szkodzi i że hejter zawsze sprowadzi mnie do swojego poziomu i pokona doświadczeniem, itd.
Doceniam Waszą troskę, ale wydaje mi się, że nie rozumiecie, dlaczego to robię. Też kiedyś myślałem, że lepiej jest siedzieć w swojej bańce na FB, gdzie ma się samych zwolenników, że lepiej zachowywać się jak dostojny profesor przemawiający z katedry, że lepiej zachowywać dobre samopoczucie, że przecież „ci ludzie”, „ten sort” nie jest godzien naszej uwagi.
I wtedy przeczytałem tekst George’a Lakoffa, który próbował zrozumieć fenomen popularności Trumpa. Lakoff pisze, że inteligentni obserwatorzy nie mogą zrozumieć, dlaczego Trump jest popularny, mimo że jest wulgarny i agresywny, i że w dyskusji nie dąży do zrozumienia, ale do zniszczenia swojego przeciwnika. Po prostu w głowie im się to nie mieści. A tymczasem Trump w ten sposób zdobywa sobie zwolenników – pokazuje atawistyczną siłę, traktuje spotkanie z drugim człowiekiem nie jako rozmowę, ale jako pojedynek. A ludzie, zwłaszcza ludzie młodzi, w jakiś dziwny sposób podziwiają to, jak to robi.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jedną z najbardziej popularnych osób wśród młodzieży jest Janusz Korwin-Mikke, jeden z najbardziej agresywnych werbalnie polityków, mistrz „masakrowania”? Dlaczego Krystyna Pawłowicz, która codziennie przekracza nowe poziomy wulgarności, jest tak popularna na prawej stronie sceny politycznej? Dlaczego Matka Kurka jest idolem dla wielu osób?
Jest tak dlatego, że zmienił się świat, a my tego nie zauważyliśmy. Wielu ludzi jest sfrustrowanych, wielu zwłaszcza młodych ludzi jest ofiarą hejtu, a sami nie potrafią się odgryźć. Dlatego ataki słowne wyprowadzane przez ich idoli w atawistyczny sposób dają im poczucie satysfakcji. Obserwują dyskusję jak walkę gladiatorów i pieją z zachwytu, kiedy tryska krew. Traktują hejterów jak swoich reprezentantów w konkursie politycznej niepoprawności, w symbolicznym akcie zemsty, którego ci hejterzy w ich imieniu dokonują. I w ten sposób hejterzy stają się ich bohaterami.
A gdzie są tzw. dobrze wychowani ludzie? Z wysokości swojej pozycji i autorytetu patrzą na te potyczki w błocie i dość wyniośle twierdzą, że nie ma się co w nie angażować. A w tym czasie badania opinii publicznej wskazują, że 70% naszej młodzieży chce głosować na Kaczyńskiego, Kukiza albo Korwina. Dlaczego? Bo w atawistycznie rozumianej walce słownej, jak pisze Lakoff, ten, który nie się nie broni przed atakami, pokazuje swoją słabość. A jako taki nie nadaje się na wzorzec do naśladowania, bo nikt nie chce być słaby. Nasze wyniosłe milczenie, czy tego chcemy czy nie, jest traktowane przez wielu jak przyznanie, że atakujący ma rację. Bo kiedy młody człowiek milczy, kiedy jest atakowany, nikt go nie podziwia. Taki chłopak czy dziewczyna słyszy „zatkało kakao!” i żegna ją lub jego drwiący śmiech.
Czy to oznacza, że mamy stać się wulgarni? Że mamy stać się hejterami, żeby zdobyć popularność? Oczywiście nie. Ale musimy dać odpór w tej słownej walce. A żeby to zrobić, trzeba zrozumieć, jak to wszystko działa. Nie da się tego zrobić bez wejścia w tę rzeczywistość i rozpoznanie bojem.
Jakie są korzyści z dyskusji z hejterami? Jest ich wiele:
- Jesteś ciągle recenzowany i każdy słaby punkt w twojej argumentacji jest natychmiast wykorzystywany. Nie masz szansy otrzymać tak precyzyjnej, choć czasami bolesnej informacji zwrotnej od swoich podwładnych czy studentów, kiedy jesteś szefem albo profesorem. Po prostu nikt oficjalnie nie powie ci, w jakim zakresie twoja argumentacja jest głupia. Wszyscy się ciebie boją i wytykają twoje błędy za twoimi plecami.
- Jeśli jesteś sprawny w dyskusjach, pokazujesz, że można być sprawnym gladiatorem słowa bez wulgarności i mowy nienawiści. W ten sposób adresujesz atawistyczną potrzebę traktowania kogoś jako twojego reprezentanta, który jednak walczy w innym stylu. I pokazujesz, że można być silnym, ale niekoniecznie wulgarnym. Masz dzięki temu szansę zasłużyć na szacunek twitterowej ulicy, co daje ci większą wiarygodność.
- Lepiej rozumiesz frustrację i potrzeby ludzi, którzy są inni niż ty. Najczęściej po pierwszej dawce „pajaców”, „idiotów” i „dzbanów” pojawia się jakiś zaczątek argumentu. A nawet, jeśli się nie pojawia, analiza samego zachowania przeciwnika w dyskusji wiele może cię nauczyć. Mnie np. wiele nauczyła obserwacja tego, kogo Matka Kurka banuje, a kogo nie banuje, choć ten ktoś także go atakuje. To fascynujące studium psychologiczne i socjologiczne.
- Zaczynają cię rozpoznawać i słuchać ludzie, do których ze swojej bańki nie masz normalnie dostępu. Oznacza to, że podziwiany przez prawą stronę hejter staje się dla ciebie portalem, przez który docierasz do jego (jej) publiczności. Dopóki nie zaatakowała mnie Krystyna Pawłowicz i Rafał Ziemkiewicz, nie mogłem nawet pomarzyć o mówieniu do ich followersów czy zaproszeniu do prawicowej telewizji. Teraz to się zmienia – zaprasza mnie TV Republika i TVP Info, Zaprosił mnie Bronisław Wildstein, a dzisiaj zadzwonił do mnie red. Rachoń. Nie są to łatwe i przyjemne rozmowy, ale dzięki nim żelazna kurtyna, która zapadła między dwiema grupami naszych obywateli nieco się podnosi.
A czy są jakieś ryzyka? Są i to duże. Kiedy wchodzisz między ludzi cierpiących na trąd mowy nienawiści, możesz się zarazić. Możesz na przykład powiedzieć o słowo za dużo. Możesz pozwolić przeciwnikom wyrwać twoje zdanie z kontekstu i wtedy w sieci wrze. Dostajesz od prawdziwych i fałszywych przyjaciół dobre rady, żebyś przestał, że ci to szkodzi. Żebyś wrócił do swojej bańki.
Nie zamierzam wracać. Dlatego, że nie jestem i nie zamierzam być politykiem, który musi zawsze gładko mówić, bo nie może zaryzykować, że się nie spodoba. Nie zamierzam być archetypowym akademikiem, który godnie siedzi w fotelu i pyka fajeczkę, mówiąc co chwila po łacinie, ani ładnie ubraną i uczesaną lalką, którą obwozi się, żeby machała do ludzi. Jeśli mój wyrwany z kontekstu tłit wydaje się wam fejkowy albo uważacie, że nie licuje z moją rolą, to możliwe jest, że macie złe wyobrażenie mnie i mojej roli. Ja widzę swoją rolę tak: chcę zrozumieć ludzi i świat, a potem podzielić się z wami tym rozumieniem. Zrozumieć świata nie da się bez wyjścia do tego świata, a jeśli wchodzisz w bagno świata, ono cię czasami ochlapie. Nie ma rady. Uważam, że wyrazem ludzkiej wolności jest to, że nie musi się nikomu podobać i dorastać do czyjegoś wyobrażenia o sobie. Dlatego nie zakończę mojej obserwacji uczestniczącej w świecie hejterów, którzy zdominowali polski i nie tylko polski internet. Życzcie mi powodzenia.
jesteś zerem marcinku
Przecież tak nie myślisz, gościu… Powiem więcej – sądzisz całkiem odwrotnie! To tylko gra, zabawa na Twoim poziomie, bo nic innego nie przychodzi Ci do głowy. Nawet oryginalny nie jesteś – “zero” już jest zarezerwowane dla kogoś innego i jeżeli tylko czytasz cos więcej, niż najkrótsze posty, powinieneś wiedzieć, dla kogo.
Dlaczego kiedyś chłop okazywał szacunek dziedzicowi? Bo jak go nie okazał,to dostawał na odlew po gębie.Nie reagowanie będzie przez chama uważane za słabość.Więc słusznie ,na odlew.
O przepraszam, „zero” jest już dawno zajęte dla prominentnego ministra PiS.
A co do p. Marcina – on ma wszystko: mądry, wykształcony, wspaniały mówca, przystojny, z poczuciem humoru, odwazny.
Nikt z całej prawej strony nie może się z nim rownac. I to was boli!!!
Jestem pod wrażeniem argumentacj. Jest Pan Dzielnym i mądrym człowiekiem.
Gratuluję!
J.Jasiniecki
Tekst wart przemyśleń, aczkolwiek odruchowo mam wątpliwości.
Czy mówienie do nich, nawet u Rachonia ma sens?
Do Rachonia nie 🙂
Bardzo dobre spojrzenie, mam w tym pewne doświadczenie. Poproszę o kontakt.
@TenDiabel
Może porozmawiam z Pańskimi dziećmi na temat Pana tekstów w internecie?
Proszę mi przesłać uwagi – chętnie przekażę.
Powodzenia!
Bardzo dobry tekst.Tak czy inaczej trzeba próbować rozmawiać.Powodzenia:)
Brawo i szacunek panie Profesorze.
No jak tak się pan będzie bronić przed sądem to słabo to widzę. No chyba, że wylosują sędziego w koszulce Konstytucja. Ewidentna groźba mobbingu z wykorzystaniem rodziny i zapewne na państwowej uczelni i to tylko dlatego, że panu dopiekł na twitterze?
jak trudno czytać ze zrozumieniem, prawda?
@Miro, oczywiście żartujesz? Bo chyba nie możesz być tak głupi?
Myślałem, że będzie miał pan na tyle klasy, by przeprosić za ten obrzydliwy wpis. Wstyd mi, że ktoś taki reprezentuje tę samą uczelnię, której jestem pracownikiem.
No, to w dobie obowiązujących tendencji politycznych – może pan liczyć na wspaniały awans.
A zabrakło odwagi, by podpisać się z imienia i nazwiska?
Ciekawy I celny tekst. Rowniez uwazam, ze nalezy rozmawiac, tlumaczyc I w pewnym sensie uczyc strone przeciwna. Najwiekszym problemem jest fakt, ze czesto dochodzi sie z nimi do muru ich wiedzy ( wlasnej czy tez powtarzalnej) czy kresow rozumienia i zaczynaja sie problemy komunikacji. Albo nie chca dalej rozmawiac albo zmieniaja temat… Ale podobnie jak Pan uwazam, ze warto rozmawiac. Czytalem rowniez Lakoffa, glownie po to by miec orez czy tez wsparcie w rozumieniu amerykanow (mieszkam w Stanach) I przyznam szczerze, ze czasami sie to przydaje. Nawiasem mowiac, parafrazujac Niemena, dziwny jest ten Swiat, kiedy intelekt “zamiera” I do glosu dochodza pierwotne intynkty. Pozdrawiam. Zycze wytrwalosci i powodzenia.
Panie Matczak. Twitter to swoisty ring MMA gdzie zawodnicy dobrowolnie napieprzają się po mordach, ale mimo wszystko zachowują pewien dystans i honor. Nie wyobrażam sobie żeby podczas zwarcia jeden przeciwnik drugiemu na ucho wyszeptał ‘wiem do której szkoły chodzi twoja córka. mam tam swoich ludzi’. Po łajdacku wykorzystał pan swoją pozycję społeczną i zawodową w miejscu gdzie powinny decydować jedynie argumenty, a wiele osób występuje pod pseudonimem i nikt nie zna ich tożsamości. Nie musi, bo najważniejsza jest siła argumentacji. Jeżeli Matka Kurka naruszył prawo, w co wątpię, bo w trollowaniu i obrażaniu jest prawdziwym wyjadaczem, to proszę go pozwać. Mam bana u MK i, o ile pamiętam, nazwał mnie wcześniej śmieciem, ale w tej sprawie mocno mu kibicuję. Nie ma miejsca na psychopatyczne wendetty pod płaszczykiem ‘eksperymentów myślowych’.
Ja natomiast wyobrażam sobie, że twórczość Matki Kurki, podpisana imieniem i nazwiskiem, może być przedmiotem dyskusji na wydziałach prawa polskich, i nie tylko polskich, uczelni, w kontekście mowy nienawiści. I może się zdarzyć, niefortunnie dla Matki Kurki, że na jednym z takich warsztatów będzie obecna jego córka, wyrażająca ponoć (ponoć wg słów samego Kurki) chęć studiowania prawa.
Czy będzie się wstydzić wiedząc, że poddaje analizie słowa ojca?
Czy będzie się wstydzić, wiedząc, że inni studenci to wiedzą?
W związku z powyższym…
Czy można takie pytanie, postawione w publicznej dyskusji, uznać za wykorzystanie dziecka?
WĄTPIĘ.
Czy można takie pytanie, postawione w publicznej dyskusji, uznać za obraźliwe?
WĄTPIĘ.
Na pewno można je uznać za dające do myślenia… komuś, komu myślenie nie jest obce i widzi coś więcej poza zacietrzewieniem politycznym, np. spojrzenie swoich dzieci, po konstatacji czym zajmuje się tata.
I mówię to jako zwolennik ostrej wymiany zdań, ale umocowanej w realiach i faktach, nie życzeniach czy zmyśleniach, co jest domeną Kurki.
Sorry ale nie rozumiem Pana oburzenia. Przecież p. Wielgucki pisze pod nazwiskiem więc godzi się na to, że kazdy może przeczytac jego słowa wiedząc kto je napisał, również jego córka. Co w tym złego żeby na uczelniach cytować p. Wielguckiego jako przykład mowy nienawiści? Również na tej uczelni gdzie studiuje jego córka?
Panie Marcinie, wielkie dzięki, wytrwałości i powodzenia
Nie ma to jak prześladować rodzinę za przewinienia (prawdziwe lub urojone) któregoś z jej członków. Kim Jong-un chętnie taką politykę stosuje.
Gazeta Polska też (Michnik, resortowe dzieci, etc). Czyli nie ma to jak
Boleśnie pan obnażył mechanizmy myślenia we własnym środowisku. Nie podoba się retoryka adwersarza- dam znać kolegom z uczelni niech nękają go na zajęciach z jego córka.. Bardzo się pan starał, niestety. Bolesna kompromitacja i upadek. Będę również wnioskował do Rektora UW o wyciągnięcie konsekwencji. Jest pan wstydem uczelni.
wyszła z pana prawdziwa, prostacka natura
Ależ się wiją w reżimowej by wyszło że pan jest jakimś terrorystą straszącym córki.
Very nice outframing. Props
Kurka internetowy pieniacz traktuje sady jak zabawke do swoich gierek. Rozumiem jego zmagania z Owsiakiem ale pozywania kazdego z byle powodu sady nie powinny tolerowac. Policja takie netretne osoby karze mandatem albo kieruje na badania psychiatryczne.
Po prostu przeproś.
Dziękuję za ten komentarz. Świadczy o zrównoważonym i dojrzałym podejściu, którego każdy powinien w sobie szukać, i ktorego warto uczyć.
Panie profesorze, choć nie popieram Pana decyzji, życzę powodzenia.
Podziwiam i szanuję. Gdzieś głębiej jest pod tym wielka mądrość człowieka spokojnego, który nie kłoci się z faktami tylko wychodzi im naprzeciw. Z komentarzy wnioskuję że to cecha niezwykle rzadko spotykana. Serdecznie Pana popieram.
I pozdrawiam 😀
Czy Pan Profesor zapytał już swoich totumfackich czy wiedzą co mają zrobić z córką adwersarza?
Panie Profesorze, żywię do Pana wielki szacunek i wspieram myślami i czynami.
Serdeczności i podziękowania!
Tomasz
Zaraz…bo ja tu czegoś nie rozumiem po przeczytaniu niektórych postów…
Te wszystkie “defekacje, podcieranie się ludźmi, wymiotowanie na nich i bicie po pysku” są jednak mową nienawiści, tak? Są, gdyż ujawnienie tego języka i nazwanie po imieniu ma tak strasznie kogoś zaboleć…
Tak zaboleć, że aż staje sie niemoralne…
Hmmm…
Czyli co?
Siedzę w kloace i bryzgam na ludzi fekaliami, ale nie mogą się o tym dowiedzieć bliscy, jaka ze mnie szuja, bo będzie im przykro?
Dziwnie się zrobiło… 🙁
Krytycy nie rozumieją, że gdyby MK nie zionął bezmyślną nienawiścią to nie byłoby przykładów jego enuncjacji do omawiania na zajęciach. Jego samokrytycyzm jest ujemny.
Podziwiam Pana za celność spostrzeżeń i sprawność argumentacji. Rozpoczął Pan trudną walkę, bardzo Panu kibicuję, wielu moich znajomych również!
Szancun!
Panie Marcinie, sądząc po wpisach chyba musi Pan w zrozumiały dla autorów sposób wytłumaczyć, że chciał Pan dać MK do myślenia, a nie realnie działać.
Panie Marcinie, choćby nie wiem jakby pan chciał zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia, to z tekstu jednoznacznie wynika, że z jednej strony wie pan co zrobił, a z drugiej strony przerośnięte ego broni się i szuka absurdalnej argumentacji. Niestety mentalnie jest pan małym chłopcem i żaden tytuł, pieniądze tego nie zmienią.
Przepraszam, bo nie rozumiem – a co pan Marcin zrobił?
Czy ta wyimaginowana “córka” doznała już jakiegoś szoku na skutek dyskusji, jaka potoczyła się na studiach na temat ewentualnej mowy nienawiści jej papy?
Chyba że ja czegoś nie rozumiem?
Mały chłopiec to dobry czy nie dobry ?
Jedyne z czego Pan rzeczywiście może być dumny to odwracanie kota ogonem.
Poza tym, żeby udowodnić komuś, że jest chamem to rózumiem, że trzeba zniżać się do jego poziomu tak?
Na wikipedii widnieje Pan jako doktor habilitowany nauk prawnych. Chryste… strach się bać iść na taką uczelnie.
Może Pan iść bez lęku – profesor Krystyna Pawłowicz zrobiła habiliację na tej samej uczelni.
Ten “kulturalny dyskurs inaczej” zaczęli tacy członkowie “elyty” jak Sikorski (słynny dorzynacz watach pisowskich) oraz szczekaczka partyjna Niesiołowski, którego wulgarny, knajacki język jest wszystkim znany. Ile on inwektyw (np. na Kaczyńskiego) wydobył z własnych yntelygentnych trzewi wszyscy wiedzą. Jest takie sławne powiedzenie, jeszcze bardziej sławnej Osoby: “Kto mieczem wojuje od miecza ginie”…
Pingback: Wykładowca UW na Twitterze: Twoja córka idzie na prawo? Zobaczymy, jak będziesz piszczał – News
Powodzenia w obronie przed hejterami. Warto przeczytać w tym celu “Psychologia hejtu” M.Grzesiaka.
No dobrze,niech pan bada tych hakerów,jednak nie ma prawa pan zniżać się do ich poziomu,wszak jest pan profesorem.
Co wolno smrodowi nie wolno profesorowi.
Pingback: Wykładowca UW na Twitterze: Twoja córka idzie na prawo? Zobaczymy, jak będziesz piszczał - CosmoNews
https://www.salon24.pl/u/parafraza2/898283,sprawa-matczaka
Profesor Marcin Matczak jest niestrachliwym, bardzo, sprawnym i utalentowanym polemistą – fighterem. Bardzo pożyteczna jest Jego umiejętność występowania na forach oponenckich. Tylko tam można dotrzeć do tych “do przekonania”, którzy nie słuchają TokFm nie oglądają TVN 24 nie zaglądają na profesorskiego bloga a więc nie zapoznają się z tym uzasadnieniem, o co Mu naprawdę chodziło z MatkoKurkową córeczką. Przekaz jest jednoznaczny: zaatakował świętość – dziecko. I może się to ciągnąć za Nim przez lata jak zegarek Nowaka, mirabelki Niesiołowskiego, Madera Petru czy inne ośmiorniczki. Powinien czem prędzej dokonać kalkulacji – zarządzić kryzysem. Moim zdaniem należy niezwłocznie przeprosić w miarę bezpieczny sposób (albo wg. schematu 1. “jeśli ktoś się poczuł dotknięty” albo 2. powołując się na: “jeśli kilka osób mówi, żeś pijany to wracaj do domu” – a więc jeżeli tak to zostało odebrane to serdecznie przepraszam chociaż na myśli miałem coś zupełnie innego.
Im prędzej tym lepiej. Matczak jest niewygodnym przeciwnikiem więc będzie grillowany pod każdym pretekstem do upadłego. I najlepiej wpłacić jakąś kwotę na WOŚP.
W zamierzeniu hejtera w rodzaju MK wymiana słowna to nie jest dialog. To bójka. Hejter wybiera sobie osobę, która skupia jego negatywne emocje i rusza z pięściami. Nie szuka informacji. Nie chce przekonać rozmówcy do swoich racji. Chce – jak to wprost ujął sam MK – lać w gębę. Poniżyć i symbolicznie unicestwić rozmówcę. Jest przy tym często, w swoim wyobrażeniu, kimś w rodzaju szeryfa z westernu czy kresowego watażki, który w słusznej sprawie chwyta – odpowiednio – za rewolwer albo pal i siekierkę, aby ukarać „złoczyńcę”.
Brak personalnego kontaktu z rozmówcą i świadomość audytorium dają internetowemu hejterowi poczucie mocy i bezkarności. Forum dyskusji to już nawet nie ring, to arena rzymskiego amfiteatru, gdzie jedyną zasadą jest to, że tylko jeden z gladiatorów opuści ją żywy. Na płaszczyźnie podświadomej internetowego hejtera nie ogranicza lęk przed fizyczną konfrontacją. Jest kop adrenaliny towarzyszący walce, ale bez ryzyka ubytków w uzębieniu.
Nawet jeżeli “dialog” zaczyna się całkiem niewinnie, to hejter szybko sięga po hate speech czy wręcz wulgaryzmy. Wszak to środek ekspresji który pozwala wdeptać rozmówcę w ziemię w sposób najbardziej efektowny i oczywisty dla obserwatorów. W starciu na argumenty trudno kogoś spektakularnie znokautować. Poza problemem obiektywnego braku przekonujących argumentów albo umiejętności ich doboru i prezentacji, wymaga to zachowania dystansu i trzeźwości umysłu. A pod wpływem nieokiełznanych emocji łatwo się zaplątać we własne sznurówki. Taki pojedynek wygrać można zatem raczej na punkty, ale sędziowie nużą się już po 3 rundzie.
W wymianie pomiędzy MK a prof. Matczakiem, po hate speech i wulgaryzmy sięgał wyłącznie ten pierwszy. Prof. Matczak uświadomił mu potencjalne skutki takiego postępowania. Zawstydził go. A to już musiało wywołać erupcję. Nic bowiem tak nie targa hejterem deklarującym przywiązanie do szeroko rozumianego etosu konserwatywnego, aspirującym do kategorii „panów” raczej niż „chamów”, niż świadomość własnej transgresji. Uświadomienie mu, że zachowuje się po prostacku. W odróżnieniu od hejtera-żula (na którym nie zrobi to żadnego wrażenia), w naszym bohaterze tli się świadomość, że to, co pisze, nie przystaje do deklarowanych wartości. I wytknięcie mu tego boli bardziej, niż jakikolwiek inny cios.
Ta reakcja objęła też obserwatorów, którzy kibicując MK także zostali skonfrontowani z hasłami wyhaftowanymi na własnych sztandarach.
No i musiało zacząć się tradycyjne, infantylne odwracanie kota ogonem.
Bo wstyd, to coś, co nie mieści się w etosie polskiego „konserwatyzmu” AD 2018. Precz ze wstydem. Nie mamy się czego wstydzić. Godność! Z kolan! RespectUs!
To trudne do pojęcia. Proszę Państwa – czasem należy się wstydzić. Przecież wstyd, chociaż to emocja przykra, nie jest niczym złym. Powiem więcej – to emocja specyficznie ludzka. Jest konsekwencją moralności. Ośmieliłbym się twierdzić, że zdolność jej odczuwania wzrasta w proporcji do poziomu cywilizacyjnego i świadomości moralnej.
Byś może ten wzorzec reakcji wynika z towarzyszącej nam niepewności, lęku, że tak naprawdę to nie jesteśmy tacy, jakimi chcielibyśmy być widziani? Że ktoś zauważy, że w rzeczywistości to wciąż jesteśmy trochę troglodytami? Miałem przyjemność widzieć ludzi, którym pomimo bardzo starannej formacji przydarzały się transgresje kulturowe – potrafili to uznać, okazać wstyd i wybrnąć z klasą. Częściej jednak widuję pretendentów, którzy w takich sytuacjach reagują agresją.
Gdy ponad rok temu zaczął Pan często występować w telewizji i krytycznie wypowiadać się w sprawie przeprowadzanych w sądownictwie zmian, powiedziałam do bliskich: “Ten profesor jest dla władzy dużym zagrożeniem. Musi być ostrożny, bo będą na niego szukali haka”. Minął rok i niestety sam im Pan tego haka dał. “Profesor chce się mścić na dziecku adwersarza” – rozpisują się teraz media. Z tego jednego wpisu będzie się Pan tłumaczył długo i będą go Panu wyciągali przy każdej okazji. I już nie rozmawiamy o SN, TSUE i pseudoreformie, tylko o tym czy profesor obraził czy nie obraził córkę jakiegoś blogera.
Resortowe dzieci i ubeckie wdowy jak najbardziej ale jeśli: “pokażę twojemu dziecku co zrobiłeś” – to resortowi natychmiast sztywni ze zgrozy alarmują premiera i ministra. Nie wiem czy Pańska argumentacja w hejterskiej bańce ma sens, ponieważ nie chodzi tam o poznanie rzeczywistości tylko o jej odwracanie.
No i co wyszlo!!!lepiej nie rozmawiac, zawsze sie znajda tacy do ktorych nic nie dotrze a z wyzyn swojego wyksztalcenia beda medrkowac, syzyfowa praca w stajni Augiasza.Zycze powodzenia,
Czy na ringu, na który zawodnicy wnoszą KASTETY, można się bez nich obyć?
Nie.
Aby przeżyć i wygrać, mus użyć KASTETÓW, inne środki zawiodą.
KASTETY, o których mowa to w wymiarze dzisiejszych stosunków społecznych POGARDA I NIENAWIŚĆ. W warunkach, gdy takie “akcesoria” zostały dopuszczone do użycia, nie da się przetrwać gry bez ich używania, bo taki człowiek “nie nadaje się na wzorzec do naśladowania, bo nikt nie chce być słaby. ”
To WARUNKI współzawodnictwa i relacji społecznych kształtują ludzi i społeczeństwa. Raz wygra ten, raz ten drugi. I na odwrót. Ta partia, inna partia. Jedynymi zwycięzcami będą POGARDA I NIENAWIŚĆ, i to jest wniosek obiektywny i nieunikniony. Bo… ludzie tego łakną. To jest jak heroina z kokainą. POBUDZA, daje energię, ekscytację. Starczy spojrzeć, w wyniku jakich emocji Polacy zabierają głos albo podejmują działania.
Jakoś tak się dzieje, że ludzie “muszą się żreć” i nie jest to wyłacznie proces polski, choć u nas przebiega z jaskrawą widocznością. Pisał prymas Polski tak: “”Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy i postępuje z przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową, zniesławia i ubija moralnie”.
I co? To było w 1932 roku. I co? Nic. Rzeczywistość.
A drogi wyjścia?
No właśnie.