Posts tagged TSUE

Czy Polska ugrała cokolwiek na szczycie w Brukseli?

Tym z Państwa, którzy czują się nieco zagubieni w natłoku informacji o sukcesie/porażce polskiego rządu w Brukseli, polecam załączony tekst, który precyzyjnie wyjaśnia, co w sensie prawnym stało się 10 grudnia 2020 roku na spotkaniu europejskich przywódców. A ponieważ wszyscy jesteśmy zabiegani, pozwalam sobie na krótkie streszczenie tego tekstu i uzupełnienie go o kilka przemyśleń.

 
1. Polska i Węgry zagroziły wetem wobec budżetu UE, aby wymusić zmianę nowego unijnego prawa, które uzależnia wypłatę pieniędzy unijnych od stanu praworządności w danym kraju.
 
2. Unia nie zgodziła się na zmianę tego prawa – pozostaje ono dokładnie takie, jakie było. Pozwala ono wstrzymać wypłatę pieniędzy unijnych, gdy w danym kraju naruszona jest niezależność sądownictwa lub jeśli władza nie ściga skutecznie naruszeń prawa w zakresie wydawania pieniędzy unijnych, ale także np. działań dyskryminacyjnych (to z tym przepisem wiążą się obawy Z. Ziobry, że w Polsce nie będzie można już bezkarnie ustanawiać stref wolnych od jakichś mniejszości).
 
3. To, co uzyskał w czwartek M. Morawiecki, to umowa polityczna, która nie ma formalnie mocy prawa, a  zgodnie z którą nowe prawo chroniące praworządność będzie stosowane dopiero po przygotowaniu przez Komisję Europejską szczegółowej metodologii jego stosowania. Dodatkowo, jeśli Polska i Węgry zaskarżą to nowe prawo do Trybunału Unijnego w Luksemburgu, wytyczne (a więc i stosowanie nowego prawa) rozpocznie się dopiero po wyroku Trybunału.
 
4. Autorzy artykułu wyjaśniają, że umowa polityczna zawarta w czwartek jest całkowicie bezprawna. Jak piszą, można ją porównać do umowy między Prezydentem Dudą a Premierem Morawieckim, że na mocy ich ustaleń politycznych nowo uchwalona przez polski Parlament ustawa nie będzie stosowana przez jakiś czas, skoro jednej ze stron sporu się nie podoba. Oczywiście, dla nas takie rzeczy nie są już, niestety, szokujące, bo mieliśmy w ostatnich latach w Polsce i decyzje polityczne, które przesuwały w czasie obowiązywanie wyroków (patrz sprawa wyroków TK), i umowy polityczne o niestosowaniu ustaw, które w opinii premiera zawierały błąd. Na świecie jednak ludzi przywyczajonych do praworządności takie rzeczy szokują.
 
5. Autorzy piszą, że umowa polityczna zawarta w czwartek albo zostanie zlekceważona jako prawnie niewiążąca, albo – ponieważ próbuje jednak wywoływać efekt prawny – zostanie zaskarżona do unijnego Trybunału, który prawdopodobnie potwierdzi, że jest ona bezprawna, bo na takie rozstrzygnięcie wskazuje wcześniejsze stanowisko Trybunału w sprawie tego typu umów. Zaskarżyć mógłby ją np. Parlament Europejski. Jeśli zostanie zlekceważona, a powinna ze względów prawnych, będzie to oznaczało, że Morawiecki w sprawie praworządności nie ugrał nic. Jeśli Trybunał ją unieważni, a do tego czasu nie zostanie ona zlekceważona, zyska czas.
 
6. Co to wszystko dla nas znaczy? Po pierwsze, Morawiecki skorzystał z liny ratunkowej, rzuconej przez Angelę Merkel.  Merkel najprawdopodobniej miała świadomość, że proponowane rozwiązanie jest pozorne, a jego jedyna wartość polega na tym, że pozwala Morawieckiemu zachować twarz i opowiadać wszystkim, że uratował budżet, jednocześnie osłabiając siłę nowego prawa dotyczącego praworządności. Z drugiej strony można spojrzeć na działania Morawieckiego jako jedyne racjonalne wyjście z sytuacji, w którą PiS sam się zagonił – wstrzymanie budżetu i strata bądź chociażby opóźnienie w wypłatach dunduszy po-Covidowych byłyby niewybaczalną szkodą dla polskiego interesu. Ponadto, być może Morawiecki liczy na to, że umowa polityczna, choć nielegalna, będzie honorowana. Być może – ale co zrobi wtedy, gdy Trybunał Sprawiedliwości uzna ją za nieważną?
 
7. Zachowanie Morawieckiego, mimo że stanowi ratowanie się z opresji, w którą samemu się siebie wprowadziło, jest i tak superracjonalne na tle zachowania Z. Ziobry. Ziobro wie, że umowa polityczna, którą zawarł Morawiecki, niewiele znaczy i niczego nie gwarantuje. Dlatego oskarża wszystkich o zdradę. Jego zachowanie jest jednak zachowaniem człowieka, który jest w stanie pozbawić Polskę 800 miliardów złotych pomocy, której tak potrzebujemy, byleby tylko mógł nadal zwiększać swoją władzę nad sądami i wspierać ataki na mniejszości seksualne w Polsce. Takie działanie jest prawdziwą zdradą polskiej raciji stanu. 
 
8. Koniec końców, wszystko to jest bardzo przygnębiające. Zamiast rozdawać w Unii karty, jesteśmy małymi krętaczami. Aby uratować resztki honoru polskich władz, Unia nagina swoje prawo, a my udajemy, że polityczny deal próbujący zmodyfikować uchwalone i zatwierdzone prawo jest naszym wielkim sukcesem. Tak, dobrze mnie rozumiecie – sukcesem naszego rządu jest machlojka prawna, do której zmuszany Unię, aby nie musiała pozbawiać nas pomocy po-Covidowej. Przykro to mówić, ale to jest po prostu wstyd dla silnego i ważnego kraju, jakim jesteśmy. 
 
Zachęcam do przeczytania poniższego artykułu:

Unijny Trybunał ogranicza suwerenność Prezydenta i PiS w łamaniu Konstytucji

Dzisiaj Prezydent Duda skrytykował Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej za działania w obronie niezależności polskich sądów. „Uważam (…), że Trybunał Sprawiedliwości UE, orzekając w tej sprawie – w sprawie, która jest bez wątpienia sprawą wewnętrzną, bo regulacja organizacji wymiaru sprawiedliwości jest sprawą wewnętrzną – posunął za daleko” – oświadczył prezydent w wywiadzie dla radiowej Trójki, o czym donosi Interia.pl

To kolejna wypowiedź PAD o UE i znowu atak na jej podstawowe instytucje. Prezydencie, niezależność sądów jest podstawą członkostwa w Unii i jej obrona nie ogranicza niczyjej suwerenności! Nie da się być silnym krajem w Unii chcąc ją rozsadzić od wewnątrz.

Praktyki TSUE nie są groźne dla suwerenności państw UE. Są groźne dla swobody Pana i swobody PiS w naruszaniu polskiej Konstytucji poprzez niszczenie niezależności Sądu Najwyższego.

Obrona niezależności polskich sądów przez TSUE nie jest ingerencją w organizację sądów, bo organizacja to jedno, a niezależność to drugie. Możemy dowolnie zorganizować sobie sądy, ale muszą być niezależne, bo takie są reguły, na które zgodziliśmy się przystępując do Unii.

Piłkarze mogą dowolnie wybrać kolor koszulek, byleby były wystarczająco odmienne od koszulek przeciwników. Polska może dowolnie zorganizować sądownictwo, byleby było wystarczająco niezależne od polityków. W obu przypadkach ingeruje sędzia, jeśli nie są.

Artur Celmer został wydany Polsce. Co to oznacza?

Irlandzka sędzia Donnelly zdecydowała, że należy wydać Polsce Artura Celmera, którego sprawa doszła aż do Trybunału Sprawiedliwości UE. Czy to oznacza, że z polskim sądownictwem wszystko jest ok? Niestety, wprost przeciwnie.

Najpierw przypomnijmy fakty. Za Arturem Celmerem Polska wysłała do Irlandii Europejski Nakaz Aresztowania – taki jakby list gończy. Normalnie państwa Unii wykonują taki nakaz automatycznie i przekazują delikwenta państwu, które nakaz wydało. W przypadku Celmera automatyzm nie zadziałał, bo irlandzka sędzia powzięła wątpliwość. Uznała, że powinna dogłębniej zbadać, czy wydanie Celmera Polsce jest zasadne.

To powzięcie wątpliwości było spowodowane przez ogólnie znane w Europie działania polskiego rządu w stosunku do sądownictwa. Sędzia irlandzka uznała, że musi w tej sprawie zapytać Trybunał Sprawiedliwości: czy ma działać jak dotąd, automatycznie, czy też czy ma za każdym razem sprawdzać zasadność przekazania osoby ściganej, jeśli działania rządu powodują wątpliwości co do niezależności sądownictwa.

I tu leży pies pogrzebany. Sprawa Celmera nie dotyczyła tego, czy w Polsce jest nadal praworządność. Dotyczyła tego, czy działania polskiego rządu atakujące niezależność sądownictwa pozwalają sędziom w innych krajach wstrzymać i opóźnić wysłanie oskarżonego do Polski. Trybunał odpowiedział jasno – tak, pozwalają. Jeśli sędzia powziął wątpliwość co do niezależności sądownictwa na podstawie rzetelnych źródeł (a za takie Trybunał uznał dokumenty Komisji Europejskiej, która rozpoczęła wobec Polski procedurę naruszeniową z art. 7), to ma prawo wstrzymać procedurę i zbadać dany przypadek. Dokładnie tak samo, jak w sytuacji, kiedy sędzia ma informacje, że warunki w więzieniach danego państwa urągają godności więźniów, sędzia musi zbadać, jak będzie wykonywana kara wobec danego więźnia.

Wyrok Trybunału był porażką Polski – inne państwa Unii straciły do nas zaufanie. Gdyby nie majstrowanie przy sądach, Celmer byłby w Polsce już pół roku temu. A tak będzie wysłany z dużym opóźnieniem. Co więcej, wysłanie każdego innego poszukiwanego Europejskim Nakazem Aresztowania będzie opóźnione. Taki jest efekt deformowania polskiego wymiaru sprawiedliwości – zamiast przyśpieszenia w wymierzaniu sprawiedliwości, opóźnienie.

Dlatego jeśli dzisiaj lub jutro Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosi, że wysłanie Celmera do Polski oznacza, że wszystko z sądami jest u nas ok, zapytajcie, czy aby na pewno. Jeśli muszę zastanowić się przez pół roku, czy pojechać gdzieś na wakacje, bo jest tam niebezpiecznie, to raczej nie powiedziałbym, że to miejsce jest idealną destynacją. Podobnie, jeśli sędzia musi zbadać, czy można wysłać do Polski człowieka, aby został tam osądzony (jak, nie przymierzając do Rosji czy na Białoruś), choć gdzie indziej wysyła bez sprawdzenia, to raczej nie jest to kraj idealnego sądownictwa.

W sprawie Celmera sędzia irlandzka stwierdziła, że systemowe problemy z polskim sądownictwem istnieją i są realne, ale w konkretnym przypadku Celmera i sądu, który będzie go sądził, nie odbierają mu prawa do sprawiedliwego procesu. I tylko tyle. Podobnie stwierdziłaby np. w przypadku Rumunii – mimo systemowych złych warunków w rumuńskich więzieniach, mogłoby się zdarzyć, że to konkretne, do którego ma być wysłana osoba poszukiwana Europejskim Nakazem Aresztowania, nie jest takie złe. Rząd Rumunii w tym hipotetycznym przypadku nie powinien ogłaszać triumfu z powodu poprawy sytuacji w rumuńskich więzieniach. Podobnie polski rząd nie powinien uznawać wysłania do Polski Celmera za sukces, a raczej powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, z czyjej winy stało się to tak późno i czy w innych sprawach stanie się tak w ogóle.

Co oznacza dzisiejsze postanowienie Trybunału Sprawiedliwości?

Trybunał zawiesił dzisiaj stosowanie niektórych przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym. Co to tak naprawdę znaczy?

 
1. Oznacza to, że plan PiS, wspierany przez Prezydenta, polegający na usunięciu z SN najbardziej doświadczonych sędziów i zastąpienie ich lojalnymi wobec władzy dublerami, przynajmniej na razie się nie udał. Trybunał nakazał przywrócić sędziów SN, którzy skończyli 65 lat do pracy na warunkach z 3 kwietnia 2018 roku, a więc sprzed wejścia w życie ustawy o SN. Na pewno więc w SN pozostaną tacy sędziowie jak Gersdorf, Zabłocki czy Iwulski, czyli liderzy sędziowskiego oporu przed atakiem na praworządność.
 
2. Oznacza to także, że nie uda się do czasu ostatecznego wyroku Trybunału UE usunąć I Prezes SN oraz wybrać Jej dublera. Trybunał także tego zakazał. Nie będzie można także kontynuować powołań do SN, jeśli zabierałyby one miejsca sędziom 65+. Nie oznacza to, że żadnych nowych powołań nie będzie – mogą być, byleby w SN zostały wolne miejsca dla sędziów 65+.
 
3. Postanowienie Trybunału nie oznacza, że prawo działa wstecz. Trybunał nakazał usunięcie skutków, które spowodowała ustawa, a sędziowie zostaną przywróceni do pracy TERAZ, jedynie na warunkach sprzed 3 kwietnia. Takie postanowienie jest całkowicie normalne. Kiedy wprowadziłeś do obrotu książkę, która kogoś obraża, to sąd może nakazać ci w postanowieniu o zabezpieczeniu wycofanie jej ze sprzedaży do czasu, aż rozstrzygnie spór z osobą, którą obrażasz. Musisz więc zmienić coś, co zrobiłeś w przeszłości, ale nie oznacza to, że prawo działa wstecz. Ono tylko zabezpiecza sytuację, ażeby wydanie wyroku miało później jakiś praktyczny sens.
 
4. Postanowienie Trybunału nie zmienia, niestety, nic w sprawie już dokonanych powołań do Izby Dyscyplinarnej i Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Te powołania są oczywiście niekonstytucyjne, ale skarga Komisji dotyczyła tylko sędziów 65+, a ich w tych nowych izbach nie było, bo są nowe, a więc nie było w nich nikogo. Te powołania więc, mimo że nieważne, nie były powołaniami dublerów.
 
Co dalej? Rząd na pewno na razie nie będzie uderzał w postanowienie Trybunału, bo są wybory. Później pewnie spróbuje je zinterpretować tak, żeby miało jak najmniejszy efekt. Sędziowie z kolei powinni zewrzeć szeregi i już w poniedziałek wskazać, ilu z nich na mocy tego postanowienia wraca do pracy. To będzie wyraźny sygnał dla społeczeństwa, że z atakiem na sądy można wygrać. Ich powrót powinien być świętem praworządności. Bo jest postanowienie Trybunału świętem dla obrońców polskiej Konstytucji. 
 
I jeszcze jedna refleksja ogólniejszej natury. Unia Europejska powstała, aby w Europie nigdy więcej nie pojawiły się tendencje autorytarne. Zamach na niezależność sądownictwa, z którym mamy obecnie do czynienia w Polsce, jest sygnałem, że takie tendencje powracają. Decyzja TSUE oraz wcześniejsza skarga KE to sygnały, że instytucje europejskie są silne i poważnie traktują swoją misję. Dla Polski ta decyzja jest szansą na uratowanie niezależności naszego najważniejszego sądu. Pokazuje także, że w sytuacji przejęcia kontroli politycznej nad innymi instytucjami państwa prawa Polacy mogą liczyć na niezależne sądownictwo europejskie. Ten fakt pokazuje, dlaczego warto być w Unii Europejskiej.

Ziobro podkłada bombę pod polskie członkostwo w Unii Europejskiej

Wniosek Z. Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego trzeba rozpatrywać na dwóch poziomach. 

Po pierwsze, zaskarżenie art. 267 Traktatu bez względu na szczegóły wniosku zostanie odebrane przez całą Europę jako kwestionowanie podstawowego mechanizmu prawnego UE, a więc współpracy sądów krajowych z Trybunałem Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, czyli zadawania pytań co do zgodności regulacji krajowych z unijnymi i udzielania odpowiedzi, które mają ujednolicić stosowanie prawa Unii w całej Europie. Jako takie, działanie to będzie odebrane jako wrogie.
 
Dodatkowo, Polska zaakceptowała te rozwiązania w referendum, a TK oceniał już raz cały traktat pod kątem zgodności z Konstytucją i uznał, że jest zgodny z Konstytucją. Sprawa będzie więc postrzegana jak odgrzewanie starego kotleta dla podgrzania konfliktu z Unią. Po co nam to? Dla wymachiwania szabelką. A pozycja w kluczowym dla nas sojuszu w czasie tego wymachiwania nadal będzie lecieć na łeb, na szyję.
 
Na drugim, szczegółowym poziomie, Ziobro będzie tłumaczył, że on nie chce z UE wychodzić. Że nie kwestionuje samego prawa do zadawania pytań i udzielania przez Trybunał odpowiedzi, ale kwestionuje nadużywanie tego prawa – zadawanie pytań niezwiązanych ze sprawą, bo dotyczących statusu sędziów i polskiego sądownictwa. Takie tłumaczenie, że Ziobro i rząd RP jest w gruncie rzeczy proeuropejski, oczywiście nic nie da. Tak wrogie gesty ocenia się w polityce międzynarodowej co do istoty, nie co do detali. Ale także na tym szczegółowym poziomie wniosek Ziobry prowadzi Polskę do polexitu. 
 
Zobaczmy bowiem, jakie będą skutki wyroku TK zgadzającego się z wnioskiem Ziobry. TK orzeknie, że co do zasady zadawanie pytań do Trybunału UE jest zgodne z polską Konstytucją, ale niezgodne jest zadawanie pytań niezwiązanych ze sprawą, krotochwilnych, nadużywających tego prawa, ponieważ dotyczących niezależności sądów, które daną sprawę rozstrzygają. I Minister, i TK zapewne pominą to, że Traktaty wyraźnie zobowiązują Polskę do zapewnienia skutecznych środków ochrony sądowej (a takie zapewnia wyłącznie niezależny sąd) oraz, że Trybunał UE wyraźnie stwierdziłw sprawie sędziów portugalskich, że sprawa niezawisłości sędziowskiej jest sprawą o charakterze europejskim, nie lokalnym.
 
Będziemy mieli zatem dwa rodzaje pytań – dobre i złe, związane ze sprawą i niezwiązane, bo dotyczące sądownictwa. Spróbujmy zgadnąć, kto będzie oceniał, czy pytania są dobre, czy złe.  Sądy polskie nadal będą zadawać pytania, które uznają za związane ze sprawą, Trybunał w Luksemburgu nadal będzie odpowiadał na pytania, które będzie uznawał za związane ze sprawą. Jedyna różnica będzie polegać na tym, że po korzystnym dla siebie wyroku TK po każdym pytaniu prejudycjalnym polskiego sądu, a w szczególności po każdej odpowiedzi Trybunału UE na takie pytanie przed mikrofony będzie wychodził Zbigniew Ziobro, mówiąc z zafrasowaną twarzą: „Szanujemy Unię Europejską, ale to pytanie jest niestety niekonstytucyjne. Dlatego też niekonstytucyjna jest  odpowiedź. Oznacza to, że ja, jako Prokurator Generalny, że Prezydent, jako Prezydent, że rząd, jako rząd, my wszyscy szanujący od zawsze polską Konstytucję, nie możemy niestety ani tego pytania, ani tej odpowiedzi Trybunału UE uznać. Dziękuję Państwu”.
 
Jedynym skutkiem wyroku TK będzie więc przyznanie Ministerstwu Sprawiedliwości prawa każdorazowej oceny zasadności zadawania pytań prejudycjalnych przez polskie sądy oraz każdorazowej oceny legalności odpowiedzi udzielanej przez Trybunał UE. A to da prawo ignorowania decyzji Trybunału, co jest jednoznaczne z podłożeniem bomby pod nasze członkostwo w Unii.
 
Takie działanie Ministerstwa wpisuje się w dalekosiężny plan skupienia w rękach Prokuratora Generalnego wszystkich kompetencji dotychczas wykonywanych przez sądy bądź sędziów. Ma on już prawo oceny konstytucyjności ustaw przez kontrolowany politycznie TK, prawo powoływania sędziów przez kontrolowaną politycznie KRS, prawo dyscyplinowania sędziów przez kontrolowaną politycznie Izbę Dyscyplinarną SN. Obecnie uzurpuje sobie prawo do oceny legalności postanowień o zabezpieczeniu, wydawanych przez SN i NSA, a także do oceny zasadności pytań prejudycjalnych do Trybunału UE i odpowiedzi na nie. Dodatkowo, w stosunku do każdego wyroku może złożyć skargę nadzwyczajną, którą rozpatrzy kontrolowana politycznie Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN. W ten sposób Ministerstwo Sprawiedliwości staje się supersądem, supertrybunałem i superinstancją, i dzięki temu zyskuje możliwość powolnego wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Do tego bowiem prowadzi zniszczenie podziału i równowagi władz, które są fundamentem europejskiego porządku prawnego.

Latem w Polsce dzieją się rzeczy dające nadzieję

A jednak prawdą jest, że kropla drąży skałę. I prawdą jest, że lato w Polsce ma szczególny charakter, bo wtedy dochodzi do zdarzeń, które budzą nadzieję. Po wielu miesiącach systematycznego niszczenia niezależności polskich sądów, po długich tygodniach, w czasie których wydawało się, że nic nie zdoła zatrzymać demontażu polskiego państwa prawa, coś się zmieniło. Po roku od prezydenckich wet, po długich dwunastu miesiącach od ostatniego momentu, kiedy można było mieć nadzieję, że da się spowolnić łamanie konstytucji, coś się stało. 
 
Najpierw Komisja Europejska na początku lipca rozpoczęła procedurę naruszeniową, w której zażądała od Polski zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym jako naruszającej fundamentalną dla Unij Europejskiej zasadę niezawisłości sędziów. Później polski Sąd Najwyższy na początku sierpnia wydał postanowienie o zawieszeniu niektórych przepisów ustawy o SN wobec sędziów, którzy przekroczyli 65 rok życia i zapytał Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu o jakość polskich ustaw sądowniczych. We wrześniu podobne pytania zadały sądy w Łodzi i w Warszawie, a na początku tego tygodnia Komisja Europejska poprosiła Trybunał Sprawiedliwości o zastopowanie wycinki polskich sędziów Sądu Najwyższego, podobnie jak kiedyś poprosiła o wstrzymanie wycinania prastarych drzew w Puszczy Białowieskiej. Wreszcie dzisiaj dotychczas mało aktywny Naczelny Sąd Administracyjny zawiesił wykonanie uchwały KRS o przedstawieniu Prezydentowi kandydatów do Sądu Najwyższego, opóźniając ich powołanie, a sędziowie Sądu Najwyższego odmówili powołania nowych prezesów izb, bo – wierni swojemu postanowieniu z początku sierpnia – uznali, że dotychczasowi prezesi nadal zajmują swoje stanowiska.
 
Dlaczego doszło do tego przesilenia? Jest to skutek długiego, wytrwałego wysiłku ogromnej rzeszy obrońców polskiej praworządności, którzy nigdy nie zwątpili. Jest to sukces wspólnego sprzeciwu, który połączył opozycję uliczną z opozycją uniwersytecką, rebeliantów z inteligentami, ludzi z wielkich miast i z małych miasteczek: wszystkich, którzy wytrwale stali pod sądami, manifestowali, ubierali pomniki w koszulki z napisem „Konstytucja”, wszystkich, którzy wspierali trzecią władzę w trudnych chwilach. To aktywność tych ludzi dała siłę Komisji Europejskiej i polskim sędziom, aby walczyć do końca o obronę wartości podstawowych.
 
Oczywiście, jeszcze wszystko może się zdarzyć. Izba Dyscyplinarna, która będzie zapewne biczem na sędziowską niezawisłość, została prawie obsadzona. Działania Komisji i sędziów nie powstrzymają prawdopodobnie obsadzenia tej izby SN, która będzie decydować o ważności wyborów. Poza tym imperium ma to do siebie, że kontratakuje. Ale chwile radości są potrzebne, bo bez nich trudno dalej walczyć. Dlatego cieszmy się. Wspólne działania rzeszy prawdziwych polskich patriotów, którzy wierzą, że nie ma wolności bez praworządności, zaczynają przynosić wymierny skutek. Niszczenie polskiego państwa prawa spowalnia, może ulegnie trwałemu zawieszeniu. Jeszcze wszystko jest możliwe.

 

Skarga KE do Trybunału UE – zwycięstwo polskiego patriotyzmu

Decyzja Komisji Europejskiej o skierowaniu sprawy polskiej ustawy o SN do Trybunału Sprawiedliwości UE została podjęta w ostatnim możliwym momencie. Jesteśmy obecnie w drugiej fazie zmian personalnych wśród sędziów SN. Pierwsza faza skupiona była na powoływaniu sędziów do nowych izb – dyscyplinarnej i kontroli nadzwyczajnej oraz spraw publicznych. Ponieważ są to nowe izby, powołanie do nich nowych osób nie zabiera miejsca obecnym sędziom. Druga faza, która zaczęła się pod koniec sierpnia i jeszcze się nie zakończyła ma inny charakter – powołanie nowego sędziego oznaczałoby trwałe pozbawienie miejsca w SN sędziego odesłanego na wcześniejszą emeryturę. Właśnie tę fazę, dzięki wnioskowi Komisji, ma szansę przerwać Trybunał, jeśli wyda  postanowienie o zabezpieczeniu.

Komisja prosi Trybunał o takie właśnie zabezpieczenie – o swoiste cofnięcie czasu. Prosi o przywrócenie, do momentu wydania ostatecznego wyroku, stanu rzeczy z 3 kwietnia 2018, a więc z momentu wejścia w życie nowej ustawy o SN. Nie oznacza to, że Trybunał wstrzyma całą ustawę i wszystkie jej skutki. Jeśli Trybunał przychyli się do tego wniosku, do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia anulowane zostaną skutki całej procedury wniosków do Prezydenta o przedłużenie orzekania przez sędziów +65. W efekcie do normalnej pracy przywróceni zostaną sędziowie przeniesieni w stan spoczynku, w tym sędziowie Zabłocki i Iwulski. Normalnie swoje obowiązki będzie też mogła pełnić I Prezes SN, Małgorzata Gersdorf. Ewentualna decyzja Trybunału nie wpłynie jednak np. na już dokonane powołania do Izby Dyscyplinarnej. Wynika to z faktu, że dotychczasowe działania Komisji, podjęte w dwóch poprzednich etapach procedury naruszeniowej, dotyczyły sprawy przejścia sędziów w stan spoczynku, a nie nowej struktury SN, a skarga do Trybunału nie może wychodzić poza zakres wcześniejszych negocjacji z polskim rządem.  Mimo to ewentualne zabezpieczenie będzie, podobnie jak zeszłoroczne prezydenckie weta, ciosem dla polskich władz i dużym opóźnieniem procesu przejmowania kontroli nad SN.

To wszystko zdarzy się pod jednym, ważnym warunkiem – że polskie władze podporządkują się decyzji Trybunału. Nie jest to oczywiste, ponieważ już od dawna słychać pohukiwania, że nie będzie nam Europa urządzać Polski. Problem w tym, że Europa niczego nam nie urządza, tylko oczekuje, że zgodnie z naszymi zobowiązaniami zapewnimy polskim sądom niezależność, którą narusza uzależnienie losu sędziów od arbitralnej decyzji władzy wykonawczej, czyli prezydenta. Brak niezależności sądu polskiego oznacza brak niezależności sądu rozstrzygającego sprawy europejskie, bo każdy sąd krajowy jest w Unii jednocześnie sądem europejskim.

Można sobie wyobrazić, że te pohukiwania zamienią się w czyny i polskie władze podejmą próbę siłowej kontynuacji zmian w SN. Będzie to oznaczało w krótkiej perspektywie wysokie finansowe kary, a w długiej perspektywie dalszą degradację Polski w hierarchii Unii Europejskiej, i doprawdy to drugie będzie nas kosztować więcej, jeśli stanie się faktem.

Bardziej jednak prawdopodobne jest, że polskie władze będą kluczyć, rozkładając decyzję Trybunału na semantyczne części, aby znaleźć w niej miejsce na korzystną dla siebie interpretację.   Takiego samego podejścia można się spodziewać w stosunku do późniejszego wyroku Trybunału, który zostanie zapewne wydany za kilka miesięcy. Jeśli przyzna on rację Komisji, będzie to oznaczało całkowitą klęskę pomysłu „przewietrzenia” Sądu Najwyższego, zapoczątkowanego przez Ministra Ziobrę, a kontynuowanego przez Prezydenta Dudę. Jakoś będzie trzeba to wytłumaczyć swoim wyborcom u progu roku wyborczego. Trudno jednak spodziewać się otwartego niepodporządkowania się wyrokowi, bo opozycji udało się wpisać działania PiS w ramę dążenia do polexitu, w której każdy poważny objaw wrogości wobec Unii jest postrzegany jako krok w kierunku jej opuszczenia. Dlatego zamiast bojkotu wyroku należy spodziewać się raczej kluczenia i próby takiej interpretacji decyzji Trybunału, która będzie dla polskich władz najmniej bolesna.

To oczywiście wszystko gdybanie. Poczekajmy najpierw na ewentualną decyzję o zabezpieczeniu (pewnie około tygodnia), a potem na wyrok (najpewniej przełom roku). Na pewno dzisiaj wiemy, że polskie władze chyba nie spodziewały się tak zdecydowanej reakcji Komisji Europejskiej i teraz mają z tą decyzją problem. A obrońcy polskiej praworządności zyskali dużą szansę na wybronienie Sądu Najwyższego przed całkowitym przejęciem, co jest wielkim sukcesem mądrego, prounijnego polskiego patriotyzmu. Polska, która przestrzega unijnego prawa i szanuje unijne instytucje to Polska silna w Europie. Nie ma dla takiej Polski żadnej sensownej alternatywy.

Skrócona wersja tego wpisu pojawiła się dzisiaj w Gazecie Wyborczej: http://wyborcza.pl/7,75968,23963481,komisja-europejska-pozywa-rzad-pis-sukces-polskiego-patriotyzmu.html

O co pytają Trybunał Sprawiedliwości łódzcy sędziowie

Po pytaniach skierowanych przez Sąd Najwyższy kolejni sędziowie zdecydowali się zapytać Trybunał w Luksemburgu o to, czy ostatnie zmiany w prawie dotyczącym sądów są zgodne z prawem unijnym. O co chodzi w tych pytaniach i dlaczego sędziowie w ogóle pytają Trybunał?
 
Zarówno poprzednie pytania SN, jak i pytania łódzkie, dotyczą jednej kwestii – czy sąd, który jest poddawany naciskom polityków, jest nadal sądem. Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale oczywista. Zgodnie z prawem unijnym sądem jest tylko taka instytucja, która jest niezależna. Innymi słowy, jeśli coś, co nazywamy sądem, traci niezależność, to to coś traci swoją podstawową cechę, traci element definiujący i przestaje być sądem. To trochę tak, jakbyśmy się zastanawiali, czy instytucja, która nie może uchwalać ustaw jest nadal parlamentem. Tak jak uchwalanie ustaw jest istotą instytucji, jaką jest parlament, tak niezależność jest istotą instytucji, jaką jest sąd.
 
W poprzednich pytaniach SN sędziowie prosili Trybunał o wyjaśnienie, czy nagłe obniżenie wieku emerytalnego i zależność sędziów od widzimisię Prezydenta, który według swojego uznania może przerwać bądź zezwolić na kontynuowanie ich pracy, nie jest elementem nacisku, który powoduje, że sędziowie tracą niezawisłość, a tym samym sąd traci niezależność. Sąd łódzki pyta o inny czynnik, który może naruszać niezależność sądu – o nowe postępowanie dyscyplinarne. Pytanie dotyczy więc tego, czy sędzia, który spodziewa się, że orzeknie przeciwko Skarbowi Państwa w sporze z samorządem, może orzekać niezawiśle, kiedy wie, że za wydanie takiego orzeczenia może czekać go dyscyplinarka.
 
A skąd wie? Bo wielokrotnie nasze Ministerstwo Sprawiedliwości groziło sędziom podejmującym decyzje niezgodne z oczekiwaniami politycznymi, że odpowiedzą za to dyscyplinarnie. Tak było w przypadku sądu wrocławskiego, który odmówił uwzględnienia nielegalnie zdobytych dowodów, tak było w przypadku sędziów w Szczecinie, którzy nie zastosowali aresztu zgodnie z wnioskiem prokuratora, tak było przecież nawet w przypadku zadania pytań i zawieszenia niektórych przepisów przez Sąd Najwyższy. Ta presja jest skandaliczna i niedopuszczalna w normalnym kraju, więc sąd zwraca Trybunałowi na nią uwagę. W pewnym sensie ministrowie grożący sędziom sami się o to prosili. Co ciekawe, pytanie łódzkie dotyczy także cześciowo nielegalnych dowodów. Sędziowie pytają, czy to nie jest dodatkowy element nacisku, że takie nielegalnie zdobyte dowody mogą być – na mocy zmian prawa wprowadzonych przez PiS – przeciwko nim użyte.
 
Sąd łódzki pyta więc o to, czy spełnia definicję sądu w sytuacji, w której politycy rządzącej partii oficjalnie ogłaszają, że za wydanie wyroku, który nie podoba się władzy, sędzia będzie ukarany. Taki nacisk ogranicza niezależność, a niezależność jest elementem koniecznym w definicji sądu, bo tylko taki niezależny sąd może zapewnić obywatelom „skuteczny środek zaskarżenia”, którego wymaga w zdaniu drugim art. 19 Traktatu o Unii Europejskiej. Dlaczego niezależność jest konieczna dla „skuteczności” środków zaskarżenia? Chodzi o to, że jeśli masz spór z państwem (taki np. jaki ma samorząd, który pozwał do sądu Skarb Państwa w związku z nieprzekazaniem wystarczających dotacji), a odwołujesz się do sądu, który jest przez przedstawicieli tego państwa kontrolowany, to twoje zaskarżenie nie jest skuteczne, bo jest fikcyjne. Minister Sprawiedlwiości siedzi w tym samym rządzie, w którym siedzi Minister Finansów, zarządzający państwową kasą. Ten rząd potrzebuje tej kasy na rozmaite działania, więc oczywiste jest, że woli ją wydać np. na programy społeczne, które w okresie przedwyborczym podniosą poparcie, niż na finansowanie działań samorządu. Jest więc wysokie ryzyko, że Premier naciśnie na Ministra Finansów, a ten pogada z Ministrem Sprawiedliwości, żeby jednak zrobił coś w sprawie wyroku, który może być dla państwowej kasy niekorzystny. Kiedyś Jarosław Kaczyński apelował do sądów, aby orzekały zgodnie z interesem państwa polskiego – a one mają orzekać zgodnie z prawem, nie z czyimś interesem. W sytuacji, gdy politycy mają narzędzia nacisku na sąd, postępowanie sądowe jest jednym wielkim oszustwem i ustawką – niby wymierza się sprawiedliwość, a tak naprawdę realizuje się czyjś interes. Takie zaskarżenie do sądu jest nieskuteczne, bo nie daje szansy na normalne rozpatrzenie sprawy.
 
I nie zmienia tego fakt, że sędzia w danej sprawie może się oprzeć naciskowi i orzecz niezależnie. Niezawisłość i niezależność nie są tylko wewnętrznymi przekonaniami sędziego, ale wynikiem warunków zewnętrznych. Niezależność sądu jest czymś w rodzaju sterylności sali operacyjnej czy nienaruszalności kokpitu samolotu. Lekarz może przeciwdziałać obecności bakterii w sali operacyjnej, tak jak kapitan samolotu może oprzeć się naciskom. Ale sama obecność bakterii i sam nacisk jest zakazany, bo lekarz i kapitan mają się skupiać na czymś innym. Dokładnie tak samo jest z sędzią
 
Są jeszcze dwie kwestie. Pierwsza: dlaczego sąd pyta? Czy sam nie wie? Oczywiście, że wie. Ale przepisy unijne wymagają, że kiedy sąd ma wątpliwość, to nie powinien sam jej rozstrzygać, tylko ma obowiązek zapytać Trybunał – centralny organ sądowy Unii, który wyjaśni te sprawę i w ten sposób ujednolici wykładnię przepisów w całej Unii. Jest to mechanizm podobny do tego, który mocno ostatnio forsuje PiS: sądy mające wątpliwości co do Konstytucji nie mają same ich rozstrzygać, tylko muszą pytać Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie to właśnie robią, tyle tylko, że mają wątpliwości dotyczące nie Konstytucji, tylko prawa unijnego, i nie pytają Trybunału Konstytucyjnego, ale Trybunał w Luksemburgu. W ten sposób także dają Trybunałowi możliwość oceny polskich ustaw.
 
Druga sprawa: czy tym razem pytanie jest powiązane z zawieszeniem stosowania jakichkolwiek przepisów? Nie, nie jest, bo nie zawsze musi być. Przepisy krajowe, zgodnie z orzecznictwem Trybunału Unijnego, zawiesza się wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne, bo mogą wyrządzić nieodwracalną szkodę. Tak było w przypadku sędziów +65, którzy są aktualnie wyrzucani z SN, więc była konieczność wstrzymania tej procedury. Ale w przypadku łódzkim tak nie jest, ponieważ Izba Dyscyplinarna jeszcze w pełni nie powstała. Sprawa nie jest więc tak pilna. To pokazuje, że obawy krytyków SN, związane z tym, że po zawieszeniu dokonanym przez SN każdy sędzia w każdej sprawie będzie mógł zawieszać ustawy, były zupełnie nieuzasadnione. Drugą przyczyną braku zawieszenia jest to, że szczególnie taką opcję nuklearną musi rozważyć sąd ostatniej instancji (taki jak SN), bo po jego wyroku nic nie da się już zrobić. Sąd w sprawie łódzkiej nie jest sądem ostatniej instancji, więc nie musiał zawieszać (choć mógł).
 
Podsumowując – pytanie sędziów łódzkich jest dowodem na to, że plan przejęcia pełnej kontroli politycznej nad polskim sądownictwem może się posypać ze względu na polskie członkostwo w UE, o którym rządzący zdają się zapominać. W Unii na szczęście nie da się bezkarnie atakować sędziów, bo jest to oczywiste naruszenie ich niezawisłości. Bez niezawisłości sędziów nie ma niezależności sądów, a bez niezależności sądów nie ma w ogóle sądów – bo sąd zależny nie jest sądem, tak jak parlament pozbawiony prawa uchwalania ustaw nie jest parlamentem. Zobaczymy, co zrobi z tym wszystkim Trybunał Sprawiedliwości.

Polska w B-klasie praworządności – komentarz do wyroku TSUE w sprawie CELMER

Rysunek – Aleksandra Lechańska

Dzisiaj Trybunał Sprawiedliwości UE po raz pierwszy wypowiedział się w sprawie, która dotyczy stanu polskiej praworządności. Rozstrzygnął sprawę Celmer – sprawę wydania Polsce osoby, która uważa, że nie może liczyć u nas na sprawiedliwy proces, bo nasze sądy przestały być niezależne. To nie jest wyrok w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym – na ten przyjdzie jeszcze trochę poczekać – ale jest to ważna decyzja, która pokazuje, jak opłakane skutki mają tzw. reformy sądownictwa naszej obecnej władzy.

W informacji o wyroku czytamy:

“Trybunał orzekł (…), że istnienie rzeczywistego ryzyka narażenia osoby wskazanej w europejskim nakazie aresztowania na naruszenie jej prawa podstawowego do niezawisłego sądu, a w konsekwencji istotnej treści jej prawa podstawowego do rzetelnego procesu sądowego, może pozwolić organowi sądowemu wykonującemu nakaz, w drodze wyjątku, wstrzymać się od wykonania europejskiego nakazu aresztowania.”

To stwierdzenie oznacza, że mamy poważny problem. Każdy polski przestępca czy podejrzany, któremu uda się wydostać poza granice Polski do innego kraju UE może powołać się na to, że w Polsce nie ma już niezależnych sądów i pomachać z uśmiechem Ministerstwu Sprawiedliwości, które wysłało za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Dlaczego? Bo dokonane w ciągu ostatnich trzech lat zniszczenie polskiego państwa prawa mu na to pozwala! Bo do tej pory sąd w innym kraju UE wysyłał takiego człowieka automatycznie do Polski, a teraz musi się zastanawiać, czy nasze sądy są w stanie zapewnić sprawiedliwy proces! Skutkiem tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości jest więc poważne utrudnienie w ściganiu przestępców. Czy o to nam chodziło?

Dalej czytamy:

“Trybunał podkreślił, że zachowanie niezawisłości organów sądowych jest kluczową kwestią dla zapewnienia skutecznej ochrony sądowej jednostek, w szczególności w ramach mechanizmu europejskiego nakazu aresztowania.”

Oczywiście, że tak jest! A w świetle pytania irlandzkiej sędzi, które dotyczyło Polski, te słowa są skierowane do Polaków i polskiego rządu. Dlaczego trzeba nam przypominać tak oczywiste prawdy? Bo to, co zrobiono z sądami w Polsce rodzi bardzo poważne ryzyko naruszenia niezawisłości organów sądowych. Dlatego Trybunał nakazuje sądowi oceniać to indywidualnie, choć w przypadku wysyłania takich osób do innych krajów nie muszą tego robić. Tzw. reformy spowodowały więc, że jesteśmy podejrzani, jak osoby, którym na lotnisku robi się kontrolę osobistą (i w przypadku sądownictwa nie wynika to z losowego kontrolowania).

Czytamy dalej

“Wykonujący nakaz organ sądowy powinien w pierwszej kolejności dokonać – w oparciu o obiektywne, wiarygodne, dokładne i należycie uaktualnione informacje – oceny istnienia rzeczywistego ryzyka naruszenia takiego prawa w wydającym nakaz państwie członkowskim, związanego z brakiem niezawisłości sądów tego państwa członkowskiego, z uwagi na takie nieprawidłowości.”

Trybunał instruuje sąd, na czym ma oprzeć swoją ocenę, czy w Polsce istnieje problem z praworządnością i od razu wskazuje źródło, z którego sąd ma korzystać. I niestety dla polskiego rządu, nie jest to Biała Księga Premiera Morawieckiego. Jak czytamy w informacji:

“Trybunał stwierdził, że informacje zawarte w uzasadnionym wniosku skierowanym niedawno przez Komisję do Rady na podstawie art. 7 ust. 1 TUE stanowią szczególnie istotne informacje w kontekście tej oceny.”

A wiecie, co jest napisane w tej uzasadnionej opinii? Że Polska ma bardzo poważny problem z sądami i że działania polskiego rządu naruszyły praworządność i niezależność sądownictwa. Jak myślicie, jaka będzie decyzja sądu irlandzkiego, któremu Trybunał polecił oprzeć się w swojej decyzji na najbardziej krytycznym wobec polskiego rządu dokumencie Unii Europejskiej?

Musimy zadać to pytanie: Panie Ministrze Ziobro – dlaczego Wasz misterny plan naprawienia polskiego wymiaru sprawiedliwości skutkuje tym, że będziecie nieskuteczni w ściganiu przestępców? Dlaczego Polska, która była przykładem praworządności, spada właśnie do prawie najniższej ligi praworządności? Przecież niżej jest już tylko Rosja i Białoruś. Dlaczego wciąż mówicie, że naprawiacie, a wszystko niszczycie? Dlaczego?